Depeche Mode - Speak & Spell
1981 Mute Records
1. New Life 3:45
2. I Sometimes Wish I Was Dead 2:18
3. Puppets 3:59
4. Boys Say Go! 3:05
5. Nodisco 4:15
6. What's Your Name? 2:41
7. Photographic 4:58
8. Tora! Tora! Tora! 4:20
9. Big Muff 4:24
10. Any Second Now (Voices) 2:34
11. Just Can't Get Enough 3:42
bonus 1988 CD
12. Dreaming Of Me 4:03
13. Ice Machine 4:05
14. Shout 3:46
15. Any Second Now 3:08
16. Just Can't Get Enough (Schizo Mix) 6:44
Mój stosunek do "Speak & Spell" wahał się na przestrzeni ostatnich czterdziestu lat od umiarkowanie pozytywnego aż do całkowitego odrzucenia muzyki znajdującej się na płycie, jako zbyt prostej i mało finezyjnej. Album traktowałem jak rodzaj wstępu, w pewnym sensie ćwiczenia do wielkiej kariery gigantów synth-popu. Dzisiaj patrzę na "Speak & Spell" z innej perspektywy. Płyta jest według mnie zbiorem w większości świetnych utworów synth-popowych w pierwotnym, oldskulowym syntezatorowym anturażu.
Głównym mózgiem muzyki na płycie jest Vince Clarke. Mimo że dla niego jest to jedyny album nagrany z Depeche Mode, to tak naprawdę właśnie on wyznaczył kierunek rozwoju grupy na kolejne lata. To że pałeczkę po Clarke'u przejął Martin Gore, który okazał się kompozytorem z szerszymi horyzontami, nie zmienia tego, że to Clarke nadał charakter muzyce zespołu. Bez niego, Depeche Mode na kolejnych płytach w latach 80. nie byłby tym samym zespołem.
Moim zdaniem to nie brak Alana Wildera spowodował, że grupa odeszła w latach 90. od swoich synth-popowych korzeni. Zabrakło Clarke'a, który pilnowałby syntezatorowego wzorca, gdyby nadal był w DM. To formuła stworzona przez niego sprawiła, że Depeche Mode tak długo trzymało się synth-popowej stylistyki aż do płyty "Music For The Masses" włącznie. Później, gdy definitywnie zmieniły się trendy w muzyce, Depeche Mode w praktyce przestał być zespołem syntezatorowym, grając mieszankę muzyki elektronicznej, popu i rocka.
Ale jest też druga strona medalu. Gdyby Clarke nie odszedł, nie rozkwitłby zapewne talent Gore'a. A to dzięki niemu, muzyka Depeche Mode weszła na wyższy poziom już w latach 80. Clarke był niekwestionowanym liderem zespołu w początkowej fazie i gdyby tak pozostało, możliwe, że nie mielibyśmy tak wspaniałych płyt, jakie powstały po jego odejściu. Zamiast "Some Great Reward" czy "Black Celebration" otrzymalibyśmy zapewne kolejne klony "Speak & Spell", jakie Clarke nagrywał w swoich następnych projektach. Jak widać nie ma dobrych wersji tego "co by było, gdyby". A to co się stało, najwyraźniej musiało się stać. Mimo wszystko, obecnie "Speak & Spell" bardziej lubię i doceniam niż kiedyś.
Niestety czegokolwiek nie powiedzielibyśmy o "Speak & Spell" nie jest to płyta równa. Jest to zbiór pierwszych nagrań Depeche Mode, których jakość jest różna. Poczynając od świetnych - "Puppets", "Tora! Tora! Tora!", "Photographic", przez dobre - "Boys Say Go!", "Nodisco", niezłe "New Life", "I Sometimes Wish I Was Dead", średnie "Just Can't Get Enough" aż po koszmarki, które przy słuchaniu płyty pomijam jak "What's Your Name?". Jest tu też instrumentalny "Big Muff", który traktuję jak wypełniacz a także pierwsza próba wokalna Gore'a "Any Second Now (Voices)" pozbawiona beatu automatu perkusyjnego, z wątłym tłem syntezatorowym. Na pewno "Tora! Tora! Tora!" obok "Puppets" to nie tylko moje ulubione numery z tej płyty, ale w ogóle to moje top 10, może top 20 wszystkich nagrań Depeche Mode. "Photographic" też jest jednym z nieśmiertelnych klasyków starego DM, choć u mnie akurat znajduje się on za dwoma wspomnianymi utworami. Czy można źle ocenić płytę, na której znajdują się takie perełki?
Oprócz podstawowego zestawu z winyla, mamy też kilka dodatków, które ukazały się już w 1988 roku w edycji CD. Są to, moim zdaniem bardzo dobry pierwszy singiel "Dreaming Of Me", świetny klasyk "Ice Machine", mało ciekawy "Shout", nie wiedzieć po co umieszczona instrumentalna wersja "Any Second Now" oraz "Just Can't Get Enough" w wersji "schizo mix", chyba ciekawszej niż oryginał.
Płyta nie jest więc doskonała, ale ładunek emocjonalny, prostota, chwytliwość, melodyjność i analogowe, oldskulowe syntezatorowe brzmienie zaprezentowane na niej, sprawiają, że do "Speak & Spell" chce się wracać. To nie jest płyta "new romantic", jak twierdzi znaczna część fanów DM. To jest klasycznie syntezatorowa muzyka, prosta i bezpretensjonalna, która stała się bazą dla dalszego rozwoju stylu grupy. Tę bazę i podstawę stworzył Vince Clarke, choć i Gore już od pierwszego albumu wtrącił swoje trzy grosze jako autor rewelacyjnego utworu "Tora! Tora! Tora!".
Na "Speak & Spell" ujawnił się geniusz Clarke'a polegający na umiejętności tworzenia prostych melodii i ubrania ich w atrakcyjną aranżację składającą się z wyrazistych, ale i różnorodnych akordów syntezatorowych, dynamicznego, motorycznego beatu automatu perkusyjnego. Wszystko to wzbogacone jest bardziej przestrzennymi tłami klawiszowymi. Do tego dochodzi zadziorny wokal Gahana i młodzieńczy optymizm całego zespołu. Nie bez znaczenia było też zaangażowanie Daniela Millera i jego chęć wylansowania wymarzonego nowoczesnego, młodzieżowego zespołu, który opiera swoją muzykę o syntezatory.
Wszystkie te elementy połączone ze sobą przyniosły efekt w postaci debiutanckiej płyty Depeche Mode, która stała się fundamentem pod budowę nowego gmachu, którego wielkości chyba nikt w 1981 roku nie przewidział. Wszystko to, co wydarzyło się potem, to nie tylko zasługa Gore'a, Gahana, Fletchera czy Wildera. Źródłem wszystkiego jest właśnie "Speak & Spell" i Vince Clarke, bez którego Depeche Mode w ogóle by nie było. Ale w przypadku tej płyty nie chodzi tylko o uznanie zasług. Album zawiera tak rewelacyjne kompozycje jak wspomniane "Puppets", "Tora! Tora! Tora!" czy "Photographic". No i jest tu niepowtarzalne oldskulowe, brzmienie stworzone przy użyciu analogowych syntezatorów. [9/10]
Andrzej Korasiewicz
15.04.2024 r.