Dinosaur Jr. - Bug
1988 Blast First
1. Freak Scene 3:35
2. No Bones 3:42
3. They Always Come 4:25
4. Yeah We Know 5:30
5. Let It Ride 3:34
6. Pond Song 2:54
7. Budge 2:29
8. The Post 3:36
9. Don't 5:39
Jest rok 1989, mam 16 lat i świat coraz mniej mi się podoba. Z jednej strony upada komuna - jest okrągły stół, za chwilę quasi-demokratyczne wybory. To wszystko wokół mnie niby idzie ku lepszemu i świat powinien mi się bardziej podobać, ale ja jestem zbuntowanym nastolatkiem i szukam swojego miejsca w nim. Od zawsze zanurzony jestem za to w świecie muzyki i podążam za zmieniającym się stylami, które odpowiadają na moje aktualne potrzeby emocjonalne. Całą klasykę rocka już mniej więcej znam. "New romantic", z którym się utożsamiałem we wcześniejszym wieku, zmarł śmiercią naturalną i fascynację Ultravox, OMD czy Depeche Mode uznałem za błędy "młodości". Słucham wtedy przede wszystkim The Cure, Bauhaus i wchodzę głębiej w "alternatywę" - m.in. The Young Gods, Cassandra Complex, Nitzer Ebb, Laibach, Alien Sex Fiend, Swans - a także hc/punk, posiłkując się również metalem (Metallica, tak wiem - ta skończyła sie na "Kill'em All", ale wszystko dzieje się jeszcze przed wydaniem "Czarnej płyty"). Czytam z wypiekami na twarzy rubrykę "Mroczni niezależni" w miesięczniku Magazyn Muzyczny. To moja ówczesna "biblia" muzyczna. Tomasza Beksińskiego zaczynam traktować jak lekko śmiesznego i nawiedzonego faceta, który wyraźnie "odlatuje". Przestaję się utożsamiać z tym, co gra w swoich audycjach. Chcę mocniejszych wrażeń, choć w każdej, nawet najbardziej ekstremalnej muzyce szukam jednak jakiejś melodii i chwytliwośći. Dlatego bardziej eksperymentalne rzeczy nigdy mnie specjalnie nie interesują.
W jednym z numerów "MM" natrafiam na tekst Przemysława Mroczka o grupie Dinosaur Jr. a w nim cytaty wypowiedzi 22-letniego lidera grupy J Mascisa: "Nie znoszę pracy w stylu od 9 do 5, całe moje życie tego unikałem. Moją ambicją jest nie mieć ambicji. Pewnie dlatego raczej będę bogaty, niż biedny. Mój zespół dużo koncertuje. Po prostu lubię podróże. Ekscytuje mnie ciągła zmiana miejsca. Jeżeli tak się do tego podchodzi, nie jest to męczące. Dlatego nie potrzebuję narkotyków, alkoholu, grouppies ani innych takich spraw". Wow, co ja czytam! To tak można?! W końcu jakiś normalny muzyk, myślę sobie. I czytam jego kolejną wypowiedź: "Pod maską niewinności w naszej muzyce kryje się agresja. To sprawa kontrastów. Wiem, że nie potrafię dobrze śpiewać i to czasami doprowadza mnie do szału. Myślę, że taka jest cała muzyka pop. Uwielbiasz i nienawidzisz jednocześnie. Tak się dzieje, kiedy na przykład oglądam koncert The Cure. Jest to świetna muzyka, lecz kiedy otworzę oczy i widzę idiotycznie wyglądającego Roberta Smitha mam ochotę go zabić. To takie miotanie się między sprzecznościami". Koniec cytatu. Rany - myślałem - on wyraża to, co ja myślę o muzyce! The Cure gra świetną muzykę, to prawda - to był wtedy mój ulubiony zespół - ale czemu ten Smith tak debilnie wygląda?! Też tak uważałem. No nic. Minęło grubo ponad 30 lat i Robert Smith nadal stosuje ten sam makijaż, co w połączeniu z procesem starzenia się nie powoduje, że wygląda lepiej niż w młodośći. No ale "fani" oczekują, to trzeba...
Bardzo napaliłem się na ten Dinousaur Jr. Nie dość, że wokalista ciekawie mówi, a przy tym jest niewiele starszy ode mnie ("prawie" równieśnik!), to jeszcze muzyka zapowiada się obiecująco ("pod maską niewinności w naszej muzyce kryje się agresja"). No i zdobyłem, metodą przegrania na kasetę, najnowszą wówczas płytę "Bug". Nie powiem, po wysłuchaniu grupa zrobiła na mnie wrażenie, choć szczęki z podłogi nie zbierałem. W końcu słyszałem już The Jesus And Mary Chain, gdzie manewr był podobny - zgrzytliwe gitary połączone z lekkością i melodyjnością. Ale była jednak różnica między nimi, bo w muzyce Dinosaur Jr. słychać było jakąś większą ciężkość niż w TJAMC. Oprócz wpływów alternatywnego rocka i muzyki postpunkowej, słychać tutaj również tradycję klasycznego hard rocka. Co mi zresztą bardzo odpowiadało. Już otwierający płytę numer "Freak Scene" odpowiednio wprowadzał w to, co następuje w dalszej części albumu, kończącego się pierwotnym hałasem w postaci utworu "Don't". Pomiędzy "Freak Scene" a "Don't" rozpościera sie siedem innych nagrań, które są połączeniem lekkości w zakresie prowadzenia melodii, zgiełku, który tę melodyjność urozmaica oraz ciężkich sfuzzowanych gitar.
W "No Bones" lekko zaznaczony wokal Mascisa pozwala na pierwszy plan wydobyć się zgiełkowi gitarowemu. "They Always Come" rozpoczyna się prosto, niemal jak The Ramones. Mascis niezobowiązująco śpiewa kolejne wersy. Gitarowy zgiełk stopniowo zaczyna narastać i już około trzeciej minuty utworu, nie pozostaje nic z prostoty znanej z nagrań Ramones, choć utwór kończy się łagodnie. "Yeah We Know" jest bardziej motoryczne i bujające od początku, ale niezależnie od tego jak się zaczyna, niemal każdy utwór rozwija sie dzięki narastającemu zgiełkowi gitarowemu. Choć w "Let It Ride" jest jednak odwrotnie. Zaczyna się od razu zgiełkiem, ale po chwili muzyka na moment łagodnieje, ale moment ten nie trwa długo. Bez zgiełku nie może się obejść. "Pond Song" za to przypomina radosny walczyk, a ponieważ utwór trwa niecałe trzy minuty, to nie zdąży nabrać bardziej zgrzytliwego charakteru. Co się odwlecze, to nie uciecze, bo kolejny "Budge", choć jeszcze krótszy - trwa zaledwie dwie i pół minuty - od razu zaczyna się zgrzytliwymi gitarami. Jest przy tym szybki i konkretny. Z kolei "The Post" jest wolniejszy, niemal blues rockowy. Mniej tu zgrzytliwości, ale to najwyraźniej tylko przygotowanie na finałowy "Don't", który choć zaczyna się delikatnie, to jest najbliższy noise rockowi. Mamy tu nie tylko zgrzytliwe gitary, ale też wrzask wokalisty, co jest nowością na płycie. Trzeba przyznać, że finał Dinosaur Jr. zaplanował z przytupem.
To nie są jakieś wybitne kompozycje. Cała płyta raczej sennie przelewa się z utworu na utwór, kończąc finałowym zgiełkiem. Jednak to "przelewanie" uzależnia, czasami działa jak lekarstwo, które likwiduje ból głowy (klinem na kaca). To prawda, że Mascis nie ma wielkiego głosu, ale nie tego przecież szukamy w muzyce rockowej.
Za chwilę tak będzie grało więcej kapel. A właściwie już gra. W Seattle działa kilka podobnych grup, w tym Nirvana, która właśnie (1989) wydała debiutancki album "Bleach". Jednak uwagę na taką muzykę zwracają głównie dziennikarze zajmujący się muzyką niezależną. Do wybuchu szału na "Smells Like Teen Spirit" mamy jeszcze dwa lata. Póki co, to gwiazdą sceny niezależnej jest Dinosaur Jr., który osiągnął pierwsze miejsce na brytyjskiej niezależnej liście przebojów i spędził na niej 38 tygodni. Jeszcze w 1991 roku, w czasie promocji następnej płyty Dinosaur Jr., Nirvana grała jako support przed Dinosaur Jr. Za chwilę oczywiście sytuacja się diametralnie odwróci. Nirvana zostanie gwiazdą światowego formatu, która wytyczy nowy kierunek - grunge. Dinosaur Jr. pozostanie w swojej niszy i nikt nie będzie twierdził później, że Dinosaur Jr. grał kiedykolwiek grunge. A przecież stylistycznie Dinosaur Jr. i Nirvana wydają się w 1989 roku nie tak odległe... [9/10]
Andrzej Korasiewicz
24.05.2023 r.