Recenzje

Zaobserwuj nas

Wyszukaj recenzję:

Doors, The - L.A. Woman

The Doors - L.A. Woman
1971 Elektra

1. The Changeling    4:20
2. Love Her Madly    3:18
3. Been Down So Long    4:40
4. Cars Hiss By My Window    4:10
5. L.A. Woman    7:49
6. L'America    4:35
7. Hyacinth House    3:10
8. Crawling King Snake    4:57
9. The WASP (Texas Radio And The Big Beat)    4:12
10. Riders On The Storm    7:14

Ostatni i najmocniejszy album kultowej grupy The Doors to prawdziwa perełka, nagrana przed tajemniczą śmiercią Jima Morrisona. Tym razem słychać dużo wpływów bluesowych, chociaż Ray Manzarek lubi wyszaleć się po staremu, w skalach typowo jazzowych na swoich organach. Płyta została nagrana na żywo, w sali prób zespołu, co tym bardziej ukazuje, jak dobrzy muzycy wchodzili w jego skład.

"The Changeling" - słychać, jak zgubny wpływ na Jima Morrisona miał alkohol i narkotyki. To już nie jest ten sam młody i energiczny człowiek, ale wrak zniszczony przez życie. Tym niemniej potrafi on nadal uderzyć w słuchacza zza mikrofonu, walcząc z samym sobą. Następny "Love Her Madly" to już doors'owy klasyk i chyba nie ma człowieka, który nie znałby tego utworu, tak samo jak "Been Down So Long". "Cars Hiss By My Window" jest coverem bluesowego klasyka, lecz w wersji studyjnej słychać, z jaką trudnością Jim wydobywał z siebie kolejne dźwięki. Piosenka najwyraźniej kosztowała go dużo wysiłku.

"L.A. Woman" - Los Angeles miało na Morrisona zarówno twórczy, jak też destruktywny wpływ. Tym niemniej kompozycja jest wielkim przebojem The Doors i nie ma się co dziwić, widząc pewne podobieństwa w "No Love Lost" Joy Division nagranym parę lat później. Solidny drive basu nadaje kawałkowi rozpędu, zaś wokalista doskonale wczuł się w swoją rolę, genialnie wykonując piosenkę. Po prostu trzeba tego wysłuchać!

"L'America" - jak zgubny wpływ na Jima Morrisona miało USA, jeszcze lepiej oddaje ten numer. Otwiera go transowe intro, gdzie pojawia się wściekły syk, jakby gigantycznego jaszczura. Nie bez powodu Jim nazywał sam siebie "Król Jaszczur". Co ciekawe, dalej jest bardziej blues rock'n'roll'owo, lecz jednocześnie niezbyt wesoło, jak przystało na The Doors.

"Hyacinth House" - tutaj brawa należą się Ray'owi Manzarkowi, za wkomponowanie frazy znanej muzyki klasycznej - konkretnie: Szopena - i zbudowanie na tej podstawie całego utworu. "Crawling King Snake" - no właśnie, wiadomo, jak wokalista The Doors kazał siebie tytułować... Tym niemniej utwór nie odbiega od standardów zespołu.

"The Wasp" - ponownie silnie inspirowany czarną muzyką, z silnym, pulsującym basem, podkreślanym przez organy Ray'a, nabiera rozpędu. W zasadzie jest to melorecytacja Morrisona, przerywana zmianami nastroju i pauzami - tyle że w jego wykonaniu całość zmierza w ściśle określonym kierunku, pomimo swej transowości.

"Riders On The Storm" - piękny klasyk The Doors, z którym przez wiele osób są kojarzeni. Bardzo długi kawałek, ale wspaniały pod każdym względem. Posiada wszystko to, co powinien mieć w sobie dobry numer: chwytliwy motyw instrumentalny, świetny głęboki tekst oraz nastrój. I właśnie to ostatnie jest elementem tak charakterystycznym dla "LA Woman", dlatego warto mieć płytę w swojej kolekcji. Mrok, przeczucie jakiejś apokalipsy, połączony z typowym dla Jima mistycyzmem w jego wierszach i sposobie śpiewania - wszystko składa się na obraz jednego z najwspanialszych albumów wszechczasów.

Adam Pawłowski
17.10.2004 r.