Electronic - Raise The Pressure
1996 Parlophone
1 Forbidden City
2 For You
3 Dark Angel
4 One Day
5 Until The End Of Time
6 Second Nature
7 If You've Got Love
8 Out Of My League
9 Interlude
10 Freefall
11 Visit Me
12 How Long
13 Time Can Tell
Niedoceniana płyta niedocenianego projektu. Electronic był jednym ze sposobów na nudę Bernarda Sumnera w czasie kolejnych faz rozpadu New Order. Johnny Marr, gitara i siła sprawcza The Smiths, to drugie stałe ogniwo zespołu - muzyk także nie stroniący od współpracy twórczej w wielu kierunkach jednocześnie. Electronic miał z założenia być anonimowym produktem rozrywkowym. Sumner i Marr podkreślali w wywiadach, że przyświecała im chęć dobrej zabawy z muzyką i swoboda w eksperymentowaniu, większa niż dane im to było w macierzystych formacjach. Miało być bez bagażu, bez kompleksów i bez zobowiązań. Niestety(?), debiutancka płyta projektu okazała się zbyt dobra, żeby przed drugim albumem nie urosły oczekiwania, których nie udało się spełnić. Co nie znaczy, że z punktu widzenia słuchacza "Raise the Pressure" nie można się po prostu cieszyć. Szczególnie teraz po latach, bez zwracania uwagi na kontekst historyczny.
Electronic nie udało się uniknąć oceniania przez pryzmat twórczości New Order i The Smiths. O ile jednak "Electronic" wypadało w tym świetle celująco, o tyle "Raise the Pressure" jakby umyślnie próbuje się od owej schedy odciąć. Pozornie stoi gdzieś po środku. Płyta łączy melanholię z przebojowością; de facto, jednak, stara się możliwie skutecznie rozdzielić te prądy, w efekcie czego podąża wyraźnie dwutorowo. Po jednej stronie dostajemy indie-rockowe piosenki o trudach życia i miłości, stanowiące jakby echo fali brit-popu. Z drugiej zaś mamy radykalnie taneczne, zelektronizowane do granic prymitywności dyskotekowe hymny. Można to odczytać jako wpływ ówczesnej eksplozji eurodance na kontynentalnej Europie. Jest lekko, łatwo i przyjemnie, chociaż konstrukcje niektórych piosenek czarują fantazyjnością. Jest przebojowo, przede wszystkim dzięki obecności Karla Bartosa i jego charakterystycznych klawiszy i głosu robota. I wreszcie - jest zabawa, gdzie dają się odczuć wpływy szczytujących wówczas Pet Shop Boys.
Co poszło zatem nie tak? Co rozbudziło tą falę krytyki, która skutecznie zmiażdżyła album w jego zarodku? Zupełnie nie wiem. "Raise the Pressure" to obfity, choć lekkostrawny i zgrany zbiór utworów pozornie rażących kontrastem i wtórnością. Electronic to naturalna kontynuacja kunsztu Bernarda Sumnera, jego dźwiękowych upodobań, niewinnej radości i dobroci skrywanej pod mieszanką legendy Joy Division i terapii z udziałem prozaku. Zachwyca produkcja tej płyty, momentami aż kipiąca od warstw i kanałów przez które przepływają elektryczne cuda. Nie ma tu wiodących przebojów, gdyż każda z piosenek doskonale sprawdziłaby się w tej roli. Wybór padł na "Forbidden City" i "Second Nature", moim zdaniem niesłusznie. Jednocześnie, "Raise the Pressure" pozostaje idealnym "czasoumilaczem" porannych rytuałów, nie narzucając otoczeniu swojej naprawdę niezłej energii. A cierpliwi zostaną pod koniec płyty wynagrodzeni naprawdę znakomitymi kawałkami, które spokojnie biją znaczną część albumowego dorobku New Order. [8/10]
Jakub Oślak
08.01.2010 r.