Recenzje

Zaobserwuj nas

Wyszukaj recenzję:

Erasure - The Innocents

Erasure - The Innocents
1988 Mute Records Ltd.

1. A Little Respect 
2. Ship Of Fools 
3. Phantom Bride 
4. Chains Of Love 
5. Hallowed Ground 
6. Sixty-five Thousand 
7. Heart Of Stone 
8. Yahoo! 
9. Imagination 
10. Witch In The Ditch 
11. Weight Of The World 

Wbrew temu co często się sądzi, "The Innocents" nie jest ani debiutem, ani nawet drugą, a dopiero trzecią płytą Erasure. Album ten jest zarazem szczytowym osiągnięciem tego brytyjskiego pop duetu, chociaż nie jedynym, który stanowi o ich popularności. Motywem wyjściowym jest tu oczywiście ponadczasowy przebój "A Little Respect", niejednokrotnie wkładany przez laików między bajki o tzw. one-hit-wonders z lat 80'tych. Jest on jednakże, dosłownie i w przenośni, tylko początkiem prawdziwie tęczowego albumu, z którego absolutnie każdy utwór, no może poza jednym instrumentalnym, nadaje się na singla. I to, że w owych czasach takie płyty ukazywały się regularnie, niewątpliwie świadczy o niepowtarzalności i kreatywnym potencjale zarówno muzyków jak i słuchaczy z tamtej magicznej epoki. 

Ten kto nie wie kim jest Vince Clarke, ten powinien sięgnąć po trzy płyty, w kolejności chronologicznej: "Speak & Spell" Depeche Mode, "Upstairs At Eric's" Yazoo, a następie właśnie "The Innocents". Ten niewysoki, przychudzony jegomość jest właśnie mózgiem odpowiadającym za geniusz tych albumów, ich ponadczasowość, zaraźliwe bakcyle ruchowe i wokalne, no i w konsekwencji miejsca na listach U.K. charts. Co prawda dziś traktowane jest to bardziej jak ciekawostka historyczna, ale to właśnie Clarke jest autorem tych największych spośród przebojów tamtych czasów - "Just Can't Get Enough" i "Don't Go". Niewątpliwie przełożyło się to na bagaż umiejętności, wyczucia i doświadczenia przed skomponowaniem wspomnianego już "A Little Respect", a także "Ship of Fools", "Phantom Girl", "Imagination", "Yahoo!" i całej perfekcyjnej reszty. 

Ale "The Innocents", jak i całe Erasure, to nie tylko kompozycje Clarke'a, ale także, a może przede wszystkim, głos i wrażliwość wokalna Andy Bell'a. To on jest "twarzą" duetu i prezentowanego przez nich brzmienia, co także, nad czym ubolewam, przysporzyło duetowi wrogów. Bell jest zdeklarowanym gejem i jedną z najważniejszych artystycznych ikon kultury homoseksualnej, a do tego od kilku lat - nosicielem wirusa HIV. Jednakże dla słuchacza muzyki najważniejsza powinna pozostać charakterystyczna miękkość jego głosu, tematyka tekstów piosenek, wrażliwość i kruchość przy balladach (np. "Ship of Fools") czy pełna gama kolorów przy przebojach (np. "Imagination"). Świeżość i lekkość głosu Bella z tamtych czasów (który z wiekiem naturalnie się obniżył) i jego teksty to jeden z najbardziej niedocenianych skarbów muzyki pop, wart odkrycia w absolutnie każdej chwili. 

Ten album to idealny początek dnia, dodający werwy, pewności siebie i błysku w oku, niezbędnych do życia choćby w tak depresyjnej porze roku jak zima. Jego energię i witalność nosi się w głowie i na ustach nawet bez iPoda i pragnie dzielić nią z absolutnie każdą napotkaną osobą (czemu oczywiście Mute nie wyszło naprzeciw, budząc zażenowanie zakazem publikacji oficjalnych klipów Erasure na youtube). Z drugiej jednak strony niedawno ukazała się trzypłytowa (!), pięknie wydana jubileuszowa edycja tego albumu, na której znajdziemy winylowe miksy singli, a także zapis występu na żywo (DVD). Trzon i sens albumu pozostaje nienaruszony - to porywająca, kompletna dawka elektronicznej przebojowości, która w konfrontacji ze współczesnymi zblazowanymi podrygami pseudo rozrywkowej muzyki daje satysfakcję nie tylko atakiem wspomnień, ale i marzeń. [9/10]

Jakub Oślak
08.02.2010 r.