Faith No More - The Real Thing
1989 Slash/London Records
1. From Out Of Nowhere 3:20
2. Epic 4:51
3. Falling To Pieces 5:12
4. Surprise! You're Dead! 2:25
5. Zombie Eaters 5:58
6. The Real Thing 8:11
7. Underwater Love 3:49
8. The Morning After 3:41
9. Woodpecker From Mars 5:38
10. War Pigs 7:43
11. Edge Of The World 4:10
Był początek roku 1990, gdy w MTV zobaczyłem teledysk do utworu "Epic". Nazwa Faith No More wcześniej obiła mi się o uszy, ale niezbyt mnie poruszała. Coś tam słyszałem, ale bez entuzjazmu. Tymczasem klip i utwór "Epic" kompletnie rozłożyly mnie na łopatki. Patton wyłaniający się z pokręconej animacji z okiem, który zaczyna swoje śpiewo-rapowanie, sabbathowskie riffy, punkowa energia, zmiany tempa, szalony wzrok Pattona, no i ten romantyczny fortepian na koniec, który jest ilustracją dla konającej rybki wyjętej z wody. Ta mieszanka kompletnie mną zawładnęła. Rapu nie lubiłem - choć kilka lat wcześniejszy teledysk Beastie Boys był zabawny, jednak kooperacja Aerosmith z Run DMC już niezbyt mnie przekonywała - ale tutaj rapowanie Pattona było elementem większej całości, która była obezwładniająca. Musiałem poznać cały album. Udałem się do najbliższej przegrywalni i zamówiłem przegranie a następnie słuchałem płyty na okrągło. To było jak objawienie. Metal, nie-metal, funk, punk, rap, hard rock, melodie, szaleństwo - wszystko składało się w jakąś niesamowity miks, wobec którego ciężko było przejść obojętnie. Mnie się nie udało.
Płyta zaczyna się hard rockowym, motorycznym "From Out Of Nowhere" z nosowo-wrzaskliwym wokalem Pattona, który raczej pasuje do jakiejś alternatywno-rockowej, albo punkowej kapeli. I to właśnie stało się jedną z cech charakteryzujących muzykę Faith No More - połączenie metalizującego brzmienia oraz raczej punkowego wokalu. No i oczywiście do tego wszystkiego dochodzi mieszanie innych styli, z funkiem na czele. Później zaczęto kwalifikować grupę jako grającą "alternatywny metal". Drugiem utworem na płycie jest singlowy "Epic", który stał się wówczas moim przebojem roku. "Falling To Pieces" jest zbudowany wokół funkującego basu i jest spokojniejszy, bardziej standardowy. "Surprise! You're Dead!" to znowu numer o szalonym, połamanym tempie i wrzaskliwym, skandowanym wokalu. "Zombie Eaters" zaczyna się spokojnie, niemal jak ballada, ale z wolna rozwija się nabierając tempa i mocy a przy tym połamanego rytmu. Tytułowy "The Real Thing" to najdłuższy numer na płycie, trwający ponad osiem minut. Zaczyna się od pracy perkusisty, który łagodnie wprowadza w nastrój, by w drugiej minucie zostać przyćmiony przez hard rockową gitarę. Utwór nabiera też cech motoryczności, ale nie ma tu nadmiernej agresji. "Underwater Love" również jest spokojniejszy, niemal klasycznie rockowy. Tylko nosowo-zaczepny wokal Pattona nadaje nagraniu cech bardziej "alternatywnych". Początek "The Morning After", przez mocno funkujący bas, można pomylić z Red Hot Chili Peppers. Zresztą niektórzy wytykali Faith No More kopiowanie stylu kalifornijskiej grupy. Jednak Faith No More ma większą moc i sumarycznie jest bardziej hard rockowy od swoich kolegów z Kalifornii.
"Woodpecker From Mars" spokojnie wprowadza się partią smyczkową, która kieruje klimat utworu w rejony Bliskiego Wschodu. Do tego dochodzi szybko dodana gitara i połamany rytm perkusji o wzrastającym tempie a także brak wokalu. To jedyny na płycie utwór instrumentalny, po którym następuje "War Pigs", cover Black Sabbath. Z jednej strony uwidacznia i potwierdza różnicę między stylem Faith No More a Red Hot Chili Peppers - grupa Pattona jest bardziej hard rockowa - z drugiej strony samo wykonanie coveru nie przypadło mi do gustu. Cover nie wnosi nic nowego, nie dodaje niczego od siebie i poza tym, że jest stemplem potwierdzającym metalizujacy styl Faith No More, to mogłoby go na płycie nie być. Płyta kończy się utworem "Edge Of The World" z wiodącą partią fortepianu, w którym Patton chwilami najbliżej jest śpiewu.
Taki jest finał genialnej płyty, która miała wpływ na rozwój sceny metalowej poprzez pokazanie, że można taką muzykę grać inaczej, alternatywnie, mieszając wiele elementów, które teoretycznie nie pasują do ciężkiego grania. Z drugiej strony album udowodnił, że mieszanie różnych styli nie musi oznaczać obciachu i tandety, że można połączyć elementy funku, metalu, rapu, alternatywnego rocka oraz popu tak, by uzyskać nową jakość. A kolejna płyta Faith No More okaże się jeszcze lepsza. [10/10]
Andrzej Korasiewicz
06.06.2023 r.