Recenzje

Zaobserwuj nas

Wyszukaj recenzję:

Gene Loves Jezebel - Discover

Gene Loves Jezebel - Discover
1986 Beggars Banquet

1. Heartache    4:21
2. Over The Rooftops    3:13
3. Kick    3:09
4. A White Horse    3:06
5. Wait And See    3:26
6. Desire    3:18
7. Beyond Doubt    4:22
8. Sweetest Thing    3:08
9. Maid Of Sker    4:25
10. Brand New Moon    3:43

Tam, gdzie dwóch braci bliźniaków i obaj chcą śpiewać, tam musi dojść do katastrofy. Ale to, co udało im się nagrać przed katastrofą, jest intrygująco dobre. Brytyjska ekipa Gene Loves Jezebel to kolejny przykład zespołu, który miał wszystko co potrzeba do sukcesu, ale ten jakoś nie nastąpił. No, może jednak nastąpił, ale trwał pięć minut i został rozpuszczony na wietrze przez kłótnie, batalie sądowe, niekończące się wymiany składu zespołu, itd. Co więcej, rozpiętość tematyczna ich muzyki również w tym nie pomogła; tym bardziej, że glam metalowy image Gene Loves Jezebel stoi w kontradykcji do muzyki, jaką grają. Nawet jeśli jakiś pierwiastek glamu da się tu poznać, o tyle równie dużo w ich muzyce post-punka, rocka gotyckiego, nowej fali, a wreszcie elementów synth-popu i art-rocka. Co ciekawe, zespół nie zmieniał radykalnie stylu swojej muzyki z płyty na płytę, tylko prezentował efemerydę tego wszystkiego – wybuchowy koktajl wokali, rytmu, melodii, romantyzmu i hedonizmu. 

Jeśli jakiś krążek w ich dość skomplikowanym dorobku można nazwać największym, to właśnie Discover. To tu znajdują się dwa kluczowe dla zespołu single, czyli „Heartache” i „Desire”, ale tak naprawdę cały album jest magazynkiem przebojowych pocisków, takich jak „A White Horse” czy „Sweetest Thing”. Ich muzyka jest z jednej strony bardzo mainstreamowa, a z drugiej niszowa, wycelowana w konkretnego słuchacza. Zespół u swojego zarania mierzył w stadiony, ale skończyło się na klubach – w których pozostają do dziś. Można spekulować czy słusznie czy nie, ale ich etos super-gwiazd rocka nie przeszkadzał im w pisaniu naprawdę chwytliwych, tanecznych, dynamicznych przebojów, jakby skrojonych pod potrzeby radia. Właśnie to jest powodem dla którego piszę te słowa, aby zwrócić uwagę szanownych czytelników na ten wielce przegapiony, mylnie oceniany zespół. Tym bardziej w Polsce, gdzie ich nazwa i marka praktycznie nic nie oznacza i nie bije w żaden dzwon.
 
O braciach Jay’u i Michaelu Aston mówi się od samego początku, że są po wsze czasy związani miłością i rywalizacją. I owszem, w ich brzmieniu jest dużo ego, gwiazdorstwa, sprayu do włosów, makijażu i wszystkiego, co kojarzymy z etosem super-gwiazd rocka lat 80. Ale gdy wsłuchamy się w taki krążek jak Discover, wtedy odkryjemy, no właśnie, że pod tym całym make-upem czai się wciągająca, porywająca, inteligentna i głęboka muzyka. To zespół pełen paradoksów, które prześladowały całą ich ‘niewypaloną’ karierę – chcieli być jak Skid Row czy Motley Crue, ale muzykę nagrywali znacznie bardziej brytyjską, bliższą The Cure, Killing Joke czy The Cult. Ich magia tkwiła nie w męskim hard-gitarowym graniu, lecz drapieżnym, tanecznym, alternatywnym koktajlu nowej fali, rocka i popu. Ich glamowy image został zaakceptowany przez fanów niszowych stylów, takich jak bat cave, a niejednoznaczny styl muzyki zaintrygował offowe stacje radiowe. Słowem, wszystko na opak. 

Na dzień dzisiejszy istnieją dwa zespoły o nazwie Gene Loves Jezebel – jeden pod przewodnictwem Jay’a, a drugi Michaela. To efekt rywalizacji, sądowych batalii i chęci bycia ważniejszym. Tym bardziej warto sięgnąć po Discover i odkryć ich od początku, gdy byli razem, w okresie ich największej inspiracji, energii i potencjału. Echa tego brzmienia można usłyszeć u późniejszych ekip, które miały swój wpływ na kształt muzyki popularnej, chociażby w proto-grunge’owym Mother Love Bone. A siła przebojowości jaka wypełnia "Discover" zapewnia im stałe miejsce w setach na imprezach gotyckich, obok Bauhausu, Echo & The Bunnymen, czy Flesh For Lulu. Dzieje tego zespołu na pewno nie potoczyły się tak, jakby chcieli tego jego twórcy. Ale te pięć minut sławy, jakie były im dane są na tyle dobitne, sugestywne i intrygujące, że warto po latach, bez kontekstu, poznać ich największe dzieło z innego czasu, kiedy poziom produkowanej muzyki popularnej był zwyczajnie jakiś inny. [8/10]

Jakub Oślak
07.06.2023 r.