Zaine Griff - Figvres
1982 Polydor
1. The Proud Ones 5:07
2. The Vanishing Men 3:48
3. Flowers 4:26
4. Hot 4:36
5. Fahreinheit 451 5:50
6. Figures 3:04
7. The Stranger 2:41
8. Time Stands Still 3:18
9. 83RD And 4TH 3:25
10. Chance Of A Dance 3:48
11. The Beating Of Wings 5:34
Postać Zaine'a Griffa jest bardzo mało znana. W Polsce lat 80. jego muzyka nie zaistniała chyba w ogóle, a przynajmniej w mojej pamięci nie zapisało się to. Ten z pochodzenia nowozelandzki wokalista nie przebił się jednak na większą skalę również w Wielkiej Brytanii, ani w pozostałych częściach świata. Gdy jednak przyjrzeć się jego drugiej płycie "Figvres" z 1982 roku to nazwiska muzyków, którzy wzięli udział w jej nagraniu robią wrażenie. Warren Cann z Ultravox zagrał na perkusji, Kate Bush zaśpiewała w chórkach, Yukihiro Takahashi (Yellow Magic Orchestra) obsłużył syntezatory a całość była współprodukowana przez słynnego Hansa Zimmera. Jak to się stało, że patrząc z dzisiejszej perspektywy postać niemal anonimowa zgromadziła tak znaczące grono twórców? Na to pytanie nie da się odpowiedzieć jednoznacznie, ale właśnie ta sytuacja pozwala zagłębić się za kulisy muzyki, prześledzić jakimi ścieżkami podąża muzyczna sława oraz zastanowić się jak to się dzieje, że czasami niektórych omija.
Zaine Griff przybył do Wielkiej Brytanii z Nowej Zelandii w latach 70. Jeszcze w Auckland w wieku 16 lat dołączył do tradycyjnie rockowego zespołu The Human Instinct. Gdy w połowie lat 70. przeprowadził się do Anglii od razu wpasował się w brytyjskie środowisko muzyczne. W 1977 roku zagrał jako muzyk sesyjny dogrywający niektóre partie na basie na wydanej rok później płycie "Misfits" grupy The Kinks. Już w 1979 roku rozpoczął karierę solową. To był czas nowej fali i rodzącej się estetyki "new romantic". I właśnie w tym duchu nagrał debiutancką płytę pt. "Ashes and Diamonds" wydaną w 1980 roku. Wizerunek Griffa wyraźnie nawiązywał do androgynicznej estetyki Davida Bowie, ale i muzyka w dużym stopniu odwoływała się do Bowiego, wzbogacona jednak o brzmienie syntezatorów. Podobieństwo do Bowiego nie było zresztą niczym dziwnym skoro do pracy przy płycie został zatrudniony w roli producenta nie kto inny jak Tony Visconti. Już na "Ashes and Diamonds" z Griffem współpracował przyszły gwiazdor muzyki filmowej Hans Zimmer. I właśnie ten album jest przez niektórych wyżej oceniany niż "Figvres". Mnie jednak bardziej podoba się drugi album. Debiutancka płyta "Ashes and Diamonds" ma brzmienie bardziej organiczne i bliższa jest twórczości Bowiego. Wydawnictwo "Figvres" natomiast przypadło mi bardziej do gustu ze względu na syntezatorowe i noworomantyczne brzmienie, zbliżające płytę do typowej estetyki "new romantic".
Zaine Griff śpiewa na "Figvres" mocnym, pewnym głosem. Uzupełnia go gra na elektronicznej perkusji Warenna Canna, bas Billa Kristiana, masa syntezatorów obsługiwanych przez Andy Clarka, Yukihiro Takahashiego oraz samego Zaine'a Griffa a także wielokrotnie powracające partie smyczkowe, co przywołuje trochę na myśl ówczesną twórczość Ultravox, ale muzyki Griffa do tej ostatniej grupy jednak nie należy porównywać. Zamykający album utwór "The Beating Of Wings", zanim nabierze klubowego rytmu, ma za to we wstępie coś z monumentalności muzyki filmowej Hansa Zimmera. I taka mieszanka stylistyczna dostępna jest właściwie na całej płycie. Od pierwszego utworu "The Proud Ones" od razu wchodzimy na wysokim tempie, dzięki miarowemu rytmowi w rejony klubowego szaleństwa w otoczce noworomantycznej dekadencji. "The Vanishing Men" jest rytmicznie bardziej mechaniczny i robotyczny, ale niewzruszony śpiew Griffa kieruje uwagę na tytułowy, chwytliwy refren. "Flowers" jest utrzymany w wolniejszym tempie, dzięki czemu nabiera cech romantycznych a oprócz nadal dominującego śpiewu Griffa można też przyjrzeć się bliżej partiom syntezatorów. "Hot" znowu nabiera szybszego tempa i wpada wręcz w taneczny pęd, który zmitygowany jest partiami smyczkowymi a także pulsującym brzmieniem basowego syntezatora. W "Fahreinheit 451" ponownie słyszymy partie smyczkowe, ale zaraz na samym początku ładnie pulsuje basowy syntezator. Nagranie, mimo nadal tanecznego rytmu, brzmi bardziej melancholijnie i romantycznie. W tytułowym "Figvres" od początku słychać dynamiczną partię smyczkową, która później powraca. W tle słychać też przestrzenne klawisze oraz te w trybie piano w charakterze rytmicznym. Nad wszystkim czuwa z miarowym tempem perkusji Warren Cann. "The Stranger" rozpoczynają syntetyczne dźwięki przywołujące na myśl klimat bliskowschodni, ale tempo nieszczególnie zwalnia, wyraźnie też słychać pulsujący bas. Zaine Griff śpiewa niemal cały czas tak samo, co można poczytać zarówno za zaletę, jak i wadę. Nie fałszuje, ale można być znużonym pewną monotonią głosu wokalisty. "The Stranger" płynnie przechodzi w "Time Stands Still", który ma chwytliwy refren i bardzo szybkie tempo. Z "Time Stands Still" płynnie trafiamy do "83RD And 4TH", w którym ładnie dominuje puls basu a w tle słychać dynamiczne, trochę rwane partie smyczkowe. "Chance Of A Dance" to jakby kolejna część suity. Tym razem tempo trochę uspokaja się a nastrój robi się nieco wodewilowy z cały czas obecnymi smykami. Utwór jawi się jako swoiste zakończenie tej mini-suity, która rozpoczęła się od "The Stranger". Płytę wieńczy wspomniany już "The Beating Of Wings".
"Figvres" to moim zdaniem zagubiona perełka "new romantic". Nie ma tutaj wprawdzie kompozycji, które można uznać za ponadczasowe, ale otrzymujemy muzykę równą, dobrą, której słucha się z przyjemnością. O ile oczywiście znajdujemy przyjemność w słuchaniu "new romantic" czy też "syntezatorowej nowej fali", jak lubię nazywać taką muzykę. Monotonny sposób śpiewania Zaine'a Griffa bywa czasami męczący, ale to jedynie mój subiektywny punkt widzenia, który i tak rekompensuje muzyka w klimacie epoki, która znajduje się na albumie. [8/10]
Andrzej Korasiewicz
20.05.2025 r.