Recenzje

Zaobserwuj nas
WESPRZYJ NAS

Wyszukaj recenzję:

INXS - Kick 

INXS - Kick 
1987 Mercury

1. Guns In The Sky    2:20
2. New Sensation    3:39
3. Devil Inside    5:11
4. Need You Tonight    3:04
5. Meditate    2:32
6. The Loved One    3:25
7. Wild Life    3:07
8. Never Tear Us Apart    3:02
9. Mystify    3:15
10. Kick    3:13
11. Calling All Nations    3:00
12. Tiny Daggers    3:29

Mija 27 lat od śmierci Michaela Hutchence, frontmana jednej z najsłynniejszych grup z Australii, INXS. Pamiętam dosyć wyraźnie ten dzień i tę wiadomość, którą podały wszystkie wieczorne wiadomości. Trzy lata wcześniej światem wstrząsnęła śmierć Kurta Cobaina, który był wtedy na szczycie, a Hutchence i INXS borykali się z regresem popularności. INXS byli typową grupą lat 80., które jak wiemy zakończyły się z hukiem w 1991 roku, gdy na falach MTV zapanował grunge na czele właśnie z Cobainem. Byli swoimi przeciwieństwami, ale okoliczności ich samobójczych śmierci były tak samo kontestowane przez fanów jako podejrzane i do końca nie wyjaśnione. 

INXS daleki jest od europejskich brzmień synth-pop i new romantic, ale ich obecność na widnokręgu złotej dekady była niepodważalna. Transformacja ich brzmienia była symboliczna dla zmian, jakie zaszły z muzyce w tamtym czasie; a najwyższym ich punktem był „Kick”. Do tej pory INXS prezentowali bardziej mainstreamowe brzmienie rockowe, sprzyjające ‘białym’ stacjom radiowym. Dopiero sukces singla „What You Need” z albumu „Listen Like Thieves” dał zespołowi do myślenia. Hutchence i Andrew Farriss, główny kompozytor zespołu, zdecydowali, że sukces globalny zapewni im tylko płyta, na której znajdą się same potencjalne single. 

„Kick” słucha się jak ‘greatest hits’, podobnie jak „Bad” Michaela Jacksona czy „Once Upon a Time” Simple Minds. Kluczem była przebojowość; zespół nie zrezygnował z rockowej tożsamości, ale większa obecność klawiszy i saksofonu, a przede wszystkim dynamicznych, tanecznych rytmów sprawiła, że MTV wyeksploatowała ten materiał do ostatniej kropli. Można dyskutować, czy „Need You Tonight” było większym przebojem od „Never Tear Us Apart”; a przecież tuż za nimi mamy „New Sensation”, „Devil Inside”, czy moje ulubione „Mystify”. A to tylko jedna strona tej niezwykłej płyty, na której nie znajdziemy typowych dla tamtego okresu wypełniaczy. 

„Kick” był zastrzykiem sławy i pieniędzy, a „Need You Tonight” i „Never Tear Us Apart” do dziś pozostają nieśmiertelnymi przebojami tamtego czasu. A przecież do wydania tej płyty mogło w ogóle nie dojść. Amerykański Atlantic skrytykował ‘czarne’, funkowe elementy tej płyty i jej silny potencjał dyskotekowy, stojący w jawnej opozycji do typowo ‘białego’ rocka. Dziś takie podziały brzmią jak karykaturalna prehistoria, ale w ówczesnej Ameryce były jak najbardziej prawdziwe. Tym bardziej, gdy największymi labelami sterowali starzy biznesmeni, którzy kierowali się tradycyjnymi, konserwatywnymi kryteriami wyboru swoich nowych podopiecznych. 

Hutchence po tej płycie został supergwiazdą rocka, spadkobiercą scenicznej osobowości Jima Morrisona. INXS stali się wypełniaczem stadionów, a ich ‘amerykański’ styl zauroczył świat – dynamika, niespożyta energia, samouwielbienie, potencjał radiowo-telewizyjny, a także dyskotekowy. „Kick” to muzyka uniwersalna, podobnie jak Bruce Springsteen. To brzmienie niosło nadmiar (INXS to ‘in excess’, czyli ‘w nadmiarze’) – sławy, pieniędzy, ambicji, alkoholu i narkotyków. ‘Excess’ oznacza także tyle, co ‘eksces’, czyli wybryk. Całe lata 80., przynajmniej te amerykańskie, to epoka nadmiaru i ekscesów; zatem ich brzmienie musiało temu odpowiadać. 

Jak brzmi „Kick” dziś? Tak samo, czyli idealnie. ‘Ejtisowość’ tego albumu jest wręcz karykaturalna, ale niech nie ujdzie naszej uwadze fakt, że INXS odnaleźli na nim swój unikalny styl, który zwykło się później określać mianem ‘dance-rock’ lub ‘rhythm rock’. To coś, z czym dobrze koresponduje muzyka chociażby środkowych Simple Minds, czy późniejszych New Order, a co miało wpływ na brzmienie choćby Roxette czy Fine Young Cannibals. To, co mnie ‘drażni’ w tym krążku to brak równowagi; jedyny ‘spokojniejszy’ numer to „Never Tear Us Apart”, które jest power-balladą. Nie mniej, to epokowy album i kawał historii muzyki rozrywkowej w jednym miejscu. [8.5/10]

Jakub Oślak
07.12.2024 r.