Killing Joke - Night Time
1985 EG
1. Night Time 4:55
2. Darkness Before Dawn 5:18
3. Love Like Blood 6:48
4. Kings And Queens 4:38
5. Tabazan 4:34
6. Multitudes 4:56
7. Europe 4:35
8. Eighties 3:50
Styl grupy Killing Joke wydawał się już być w roku 1985 ugruntowany. Sięgając po kolejną płytę formacji Jaza Colemana, można było się spodziewać jego przeszywającego głosu, wyśpiewującego apokaliptyczne i dekadenckie manifesty na temat społeczeństwa i polityki, „chropowatego”, charakterystycznego stylu gry Geordie’ego Walkera, mocnej, wręcz industrialnej, brutalnej a przy tym niekiedy zaskakująco tanecznej, sekcji rytmicznej i potęgujących przytłaczający klimat dźwięków syntezatora. Choć na „Night Time” nie brak tych elementów, od pierwszych utworów słychać, że w brzmieniu zaszła spora zmiana - nie będzie ona, jak wiemy, ostatnia. Kierunek, którym zespół podąża na płycie, choć kontrowersyjny dla fanów, okazał się być opłacalny dla Brytyjczyków. Jest to ich najlepiej sprzedający się i chyba najbardziej „przebojowy” album.
„Night Time” to wciąż post-punk, ale brzmienie uległo "wygładzeniu", czego w tym wypadku nie jestem w stanie poczytać za grzech. Jedną z osób, które z pewnością przyczyniły się do tej wolty stylistycznej był producent Chris Kimsey, pracujący wcześniej między innymi z The Rolling Stones i The Cult.
Jaz Coleman, mimo iż nie unika swojego agresywnego i opętańczego wokalu, tu pozwala sobie na śpiew niezwykle melodyjny, miejscami kojarzący się z Robertem Smithem. Ta delikatniejsza maniera, moim zdaniem, najlepiej mu wyszła w utworach „Love Like Blood” i „Darkness Before Dawn”. W „Eighties” słyszymy za to Colemana żywcem wyjętego z pierwszych nagrań zespołu. Świetnie i efektownie wychodzą mu momenty, gdy śpiewa dwoma stylami na przemian – jak w „Tabazan”. Na płycie wyróżnia się gitara Walkera, jak to bywa prawie zawsze w przypadku nagrań Zabójczego Dowcipu. Jej dźwięki są tak samo bezkompromisowe jak wcześniej, co słychać choćby w „Kings and Queens” i „Eighties” ze znakomitymi, świdrującymi uszy riffami. Walker potrafi też zagrać delikatniej, nie rezygnując oczywiście ze swojego pazura, będącego znakiem rozpoznawczym Killing Joke. Tak jest w „Darkness Before Dawn”, gdzie co jakiś czas przebija się agresja w brzmieniu jego instrumentu, którą doskonale słychać dzięki genialnej produkcji. W niektórych utworach brzmi on niestety gorzej, jak w „Multitudes”, chyba najsłabszym momencie albumu. Równy poziom trzyma za to sekcja rytmiczna. Linie basu Paula Ravena są hipnotyzujące, a perkusja Paula Fergusona jest mocna, agresywna a przy tym niezwykle taneczna. Niektóre partie bębnów brzmią wręcz jakby były żywcem wyjęte z utworu disco. Moment, na który szczególnie warto zwrócić uwagę w kontekście sekcji rytmicznej, to koda „Love Like Blood” – tu bas i perkusja zajmują specjalne miejsce w miksie wraz z delikatnym syntezatorem Jaza. Ten ostatni dopełnia wiele z utworów, wygładzając ich agresywność i nadając im nowofalowej gładkości.
Teksty zdają się być również nieco bardziej stonowane – z wyjątkiem obscenicznego wręcz i nieco przesadzonego „Tabazan”. W tekście „Love Like Blood”, chyba najbardziej ikonicznego przeboju zespołu, pobrzmiewają nuty nietzscheanizmu. Nie brak tu też charakterystycznej dla Colemana krytyki społecznej – „Kings and Queens” krytykuje eskapizm i hedonizm, charakterystyczny dla pochłoniętych konsumpcjonizmem yuppies z lat 80. Utwór tytułowy, który otwiera album, to ostrze wymierzone w korupcję i zepsucie ówczesnego pędzącego i niezwykle szybko rozwijającego się świata Zachodu. „Eighties” wyraża gniew wobec sytuacji politycznej wielu tzw. „szarych ludzi” w Wielkiej Brytanii lat. 80. „Europe” to przenikliwa refleksja na temat Europy XX wieku, zniszczonej przez dwie wojny światowe i żyjącej przez wiele lat w cieniu grzyba atomowego.
Uważam, że tym albumem Killing Joke osiągnęli szczyt swoich możliwości w latach 80. Następne lata przynosiły oczywiście kolejne zaskoczenia i zmiany w brzmieniu. Tu jednak na pewno wznieśli się najwyżej jeśli chodzi o sukces komercyjny, nie tracąc przy tym na jakości artystycznej i nie gubiąc niepodrabialnego stylu. Album „Night Time” lśni na tle bogatej i różnorodnej dyskografii grupy, jak i na tle innych nagrań post-punkowych i nowofalowych z lat 80. [9/10]
Jakub Krawiec
03.09.2023 r.