Kombi - Nowy rozdział
1984/2005 Polskie Nagrania
1. Cyfrowa gra
2. Nie poddawaj się
3. Nie ma zysku
4. Srebrny talizman
5. Karty śmierci
6. Błękitny pejzaż
7. Słodkiego, miłego życia
8. Jej wspomnienie
9. Kochać cię - za późno
"Gra i trąbi zespół Kombi". Takim hasłem dosyć często posługiwano się w latach 80., w czasie największej popularności grupy. Zespół Kombi "trąbił" do 1992 roku, a później się rozwiązał. Rozstano się ze względu na różnice stylistyczne między muzykami. I w tym przypadku nie była to żadna wymówka. Waldemar Tkaczyk i Grzegorz Skawiński ciążyli zdecydowanie w stronę muzyki gitarowo-rockowej, natomiast Sławomir Łosowski zafascynowany był elektroniką i brzmieniem syntezatorowym. Z powodu niemożności ustalenie wspólnej stylistyki, w jakiej ma tworzyć Kombi, panowie postanowili się rozstać. Niestety, w niezbyt dobrej atmosferze, bo w praktyce Tkaczyk i Skawiński odeszli z Kombi, zostawiając Łosowskiego na lodzie. Łosowski ze względu na problemy rodzinne nie kontynuował działalności nie tylko jako Kombi, ale również solową - choć wydał jedną płytę instrumentalną w latach 90. - przez kilkanaście lat. Natomiast Skawiński, jeszcze grając w Kombi, założył własny zespół Skawalker, który później przekształcił się w O.N.A. Dołączył do niego również Tkaczyk. Po kilku latach owocnej współpracy między dwoma weteranami sceny rockowej, a Agnieszką Chylińską ich drogi również się rozeszły. Panowie Skawiński i Tkaczyk zostali bez muzycznego przydziału i prawdopodobnie bez pieniędzy. Dwa lata temu reaktywowano Kombi, ale bez Sławomira Łosowskiego, za to z jednym dodatkowym "i" (Kombii). Skawiński i Tkaczyk nie mieli prawa do używania nazwy Kombi, więc postanowili obejść ten problem. Z pewnością nie poprawiło to relacji między skonfliktowanymi członkami dawnego Kombi. Niestety, "nowe" Kombii odcina jedynie kupony od popularności Kombi z lat 80., a nowe kompozycje Skawińskiego i Tkaczyka nie przypominają ani elektronicznego Kombi, które lubimy, ani nie wyznaczają żadnych nowych standardów rocka. Dzisiaj, Kombii bez Łosowskiego, to przeciętna papka pop rockowa...
Kombi rozpoczynało działalność na przełomie lat 70. i 80. jako zespół rockowy określany mianem "Muzyki Młodej Generacji". Pierwsze dwie płyty to nieco pompatyczny, ale i melodyjny pop rock z elementami soul i funku, wychodzący z tradycji muzyki lat 70.. Grupa zdobyła pewną popularność, tym bardziej zaskakująca była całkowita zmiana stylistyki w 1983 roku. Najpierw ukazał się singiel "Inwazja z Plutona"/"Nie ma jak szpan", a następnie usłyszeliśmy nagranie radiowe "Linia życia". Kombi zaprezentowało muzykę elektroniczną, z bogatym wykorzystaniem syntezatorów i elektroniczną perkusją. Gitara zeszła na trzeci plan, a zespół przypominał brzmieniem zachodnie gwiazdy "new romantic". I właśnie dzięki tej przemianie Kombi zdobyło dużą popularność, wkradając się również w moje łaski. Byłem wtedy uczniem szkoły podstawowej i, jako fanowi Ultravox oraz Depeche Mode, nowa szata Kombi bardzo przypadła do gustu. Za przemianę odpowiadał Sławomir Łosowski, lider zespołu, odpowiedzialny za nowe brzmienie w tym obsługę instrumentów klawiszowych i programowanie syntezatorów.
W tym samym, 1983 roku Kombi przystąpiło do nagrania pełnego albumu. Ukazał się on rok później pt. "Nowy rozdział". To wymowny tytuł, który oddaje przemianę, jaką grupa przeszła. Oczywiście w 1984 roku nie było jeszcze płyt kompaktowych. Wszystko ukazywało się na winylu. W Polsce płyty kompaktowe weszły na rynek na początku lat 90., a ponieważ zespół w 1992 roku rozwiązał się, a panowie nie mogli porozumieć się na temat praw autorskich, aż do 2005 roku nie było wydanych na kompakcie żadnych płyt Kombi. Jedynymi propozycjami dla fanów Kombi były liczne składanki typu "the best of" oraz jedna ze słabszych płyt Kombi "Tabu", wydana na winylu w 1988, która jest zarazem ostatnią w dyskografii grupy. Zdążyła zostać wydana na CD przed rozpadem zespołu w 1992 roku. I właśnie pod koniec 2005 roku ku wielkiemu zadowoleniu fanów starego Kombi ukazały się reedycje wszystkich płyt Kombi na kompakcie. To zupełnie niezwykłe, że Kombi, jako jedyny zespół, przez tyle lat nie mógł pochwalić się nagraniami swoich klasycznych pozycji na CD. Na szczęście ta wielka luka polskiej fonografii została wypełniona.
Do płyty "Nowy rozdział" mam szczególnie sentymentalny stosunek. To chyba jedyna polska płyta, którą z pełną odpowiedzialnościa można nazwać mianem "new romantic" i która jednocześnie ma wysoki poziom muzyczny. "Nowy rozdział" zawiera dziewięć świetnych, "noworomantyczny" kompozycji naładowanych brzmieniem syntezatorów, których charakter wyznacza również brzmienie elektronicznej perkusji. Takie przeboje jak "Słodkiego, miłego życia" i "Kochać cię - za późno" do dzisiaj są wielkimi przebojami, obecnymi na playlistach największych stacji radiowych. Oprócz wpadających w ucho przebojów są też instrumentalne elektroniczne propozycje Łosowskiego - "Cyfrowa gra" i "Błekitny pejzaż". Z kolei "Srebrny talizman" to próba Skawińskiego, któremu ewidentnie brakowało na tej płycie gry gitarowej. Dlatego w tym instrumentalnym utworze na pierwszym planie jest gitara, która określa całą kompozycje. Jednocześnie dzięki użytej elektronicznej perkusji i innym elektronicznym smaczkom w tle, "Srebrny talizman" nie odstaje stylistycznie od całej płyt. Ciekawostką jest też utwór "Nie poddawaj się", w którym Skawiński... rapuje.
"Nowy rozdział" był przełomem w historii grupy. Nawet słabsze kompozycyje - jak np. "Nie ma zysku" - stały się w latach 80. dużymi przebojami. Świetnymi kompozycjami są też "Karty śmierci" - tutaj linię melodyczną wyznacza gitara basową - i "Jej wspomnienie", które także zostały odnotowane na listach przebojów. Kolejna płyta - "Kombi 4" była kontynuacją tego brzmienia.
Świetnie, że płytę "Nowy rozdział" można w końcu słuchać na domowym odtwarzaczu. Jeśli chodzi o historię polskiej muzyki elektronicznej, to milowy krok w jej rozwoju. Szkoda, że tak długo czekaliśmy na ponowne wydanie albumu. Trochę szkoda również, że na wydanym kompakcie nie ma żadnych bonusów - aż się prosiło, żeby dołączyć singlowe: "Inwazja z plutona", "Nie ma jak szpan" i radiową "Linię życia" - ale za to album jest wydany w ładnym digipacku odtwarzającym wygląd płyty winylowej. W pudełku jest biała koperta jak w płytach winylowych, a sam CeDek jest nadrukowany na zewnętrznej stronie tak, aby przypominał i symulował rowki w winylu. Bardzo się cieszę, że w końcu mam tę płytę w wersji CD. W swojej kategorii muzycznej - synth pop/new romantic - to klasyka, która niewiele się zestarzała. Absolutny mus dla każdego fana synth pop i plastikowych brzmień z lat 80-tych. [8.5/10]
Andrzej Korasiewicz
18.02.2006 r.