Mesh - Who Watches Over Me?
2002 Home
1. Firefly 3:57
2. Leave You Nothing 4:18
3. To Be Alive 4:29
4. Retaliation 4:42
5. Little Missile 6:11
6. Razorwire 3:58
7. Four Walls 4:10
8. What Does It Cost You? 6:31
9. I Can't Imagine How It Hurts 4:43
10. The Place You Hide 5:21
11. Friends Like These 4:05
12. The Trouble We're In 6:06
Najnowszy, czwarty już album brytyjskiej formacji Mesh początkowo nieco mnie rozczarował. Jest on zdecydowanie najłagodniejszą płytą tego zespołu, jeśli pominąć kompilację „Original 91-93”, zawierającą niepublikowane wcześniej utwory pochodzące z pierwszych lat działalności grupy. Jednak stylowo album zbliżonyjest do swego poprzednika – „The Point At Which It Falls Apart”. Najnowsze dzieło Mesh jest najbardziej komercyjne, skierowane do masowego odbiorcy, ale bynajmniej nie oznacza to, że zespół za wszelką cenę chce zyskać status megagwiazdy. Utwory zawarte na albumie to, jak zwykle zresztą w przypadku Mesh, szeroki wachlarz umiejętności trójki Brytyjczyków, od melancholii po prawie rockowe melodie. Już początek albumu zwiastuje mocną dawkę elektroniki, choć oczywiście nie jest to już to samo, co w przypadku dwóch pierwszych płyt, gdzie zespół poczynał sobie w iście industrialnym stylu.
„Who Watches Over Me?” zaczyna się niesamowitym utworem „Firefly”, przypominającym mi nieco utwór „Nocturnal Passenger” grupy Psyche. Szybkie elektroniczne tempo sprawia, że mimowolnie nogi same zaczynają szykować się do tańca. Następny utwór to równie mocny, choć wolniejszy „Leave You Nothing”. Zespół wybrał go na singiel i całkiem słusznie, bo ta kompozycja zawiera w sobie to, co najlepsze w przypadku twórczości grupy. W następnej kolejności mamy spokojną piosenkę „To Be Alive”. W porównaniu z poprzednimi albumami, dość dużo jest na płycie wolnych utworów, co również jest zaskoczeniem i to jak najbardziej na plus. Inne nastrojowe piosenki znajdujące się na płycie to: „Four Walls”, „I Can’t Imagine What It Hurts” oraz ostatni utwór na krążku – „The Trouble We’re In”. Do ostrzejszych kompozycji zaś, oprócz pierwszych dwóch, należą „Retaliation” - utrzymany nieco w stylu electro, oraz „Razorwire”.
Zespół nie zapomina więc o swych muzycznych korzeniach. Nie chciałbym, żeby Mesh został po prostu kolejnym zespołem synthpopowym, którym według mnie nigdy nie był i mam wielką nadzieję ze nigdy nie będzie. Zawsze twierdziłem, że grupy nie można wrzucić do jednego worka z zespołami typu And One, Condition One, Beborn Beton, Red Flag, Elegant Machinery itp. Mesh gra o niebo lepiej niż wszystkie grupy synthpopowe razem wzięte i stąd mój szacunek do tej kapeli. Jest ona perłą wśród typowo elektonicznych wykonawców, dlatego tych, którzy z góry negują dorobek Mesh zachęcam do zapoznania się bliżej z muzyką zespołu. Naprawdę warto.
Chris
06.05.2002 r.