The Mission - Aura
2001 Playground
1. Evangeline 3:57
2. Shine Like The Stars 4:35
3. (Slave) To Lust 5:39
4. Mesmerised 5:20
5. Lay Your Hands On Me 5:33
6. Dragonfly 5:43
7. Happy 3:05
8. To Die By Your Hand 1:18
9. Trophy / It Never Rains... 5:45
10. The Light That Pours From You 5:28
11. Burlesque 4:57
12. Cocoon 7:34
13. In Denial 9:04
The Mission i Wayne Hussey - nazwa i postać tak samo nierozłącznie kojarzona jak The Sisters Of Mercy oraz Andrew Eldritch. Na samym początku muszę się przyznać, iż przegapiłem premierę płyty, o której wielu ludzi wypowiadało się z takim zachwytem. Tym ciekawsze było zaznajomienie się z nią kilka lat po wydaniu, gdy emocje związane z jej premierą opadły.
Do wysłuchania "Aury" zachęcił mnie przede wszystkim singiel "Evangeline". Jeśli ktoś rozumie, co mam na myśli pisząc "stare dobre The Mission", z pewnością wie, jak wysoko można cenić utwór. Celtycka gitara, wymieszana z rockową manierą, sporo wysokich zagrywek basu i nastrojowy, choć nieco przepity, śpiew wokalisty, wraz z porywającym refrenem - oto cechy piosenki. Można jej słuchać praktycznie bez przerwy, podobnie jak "Shine Like The Stars", kolejnego hitu z "Aura". Nieco mniej przebojowym, lecz muzycznie bardzo ciekawym jest "Slave To Lust" wstawiony przed następnym przebojem - "Mesmerised".
"Aura" ma bardzo dobry początek, chociaż "Lay Your Hands On Me" nie przypadł mi do gustu, jak i "Dragonfly" oraz "Happy". "To Die By Your Hand" przynosi zmianę nastroju - czy na lepsze czy gorsze, pozostawiam do oceny Słuchaczom. Ja wolę "Trophy" wraz z "The Light That Pours From You". "Burlesque" całkowicie do mnie za to nie przemawia. Utwór mógłby nagrać przeciętny blues rockowy zespół rodem z Ameryki. Sporo ciekawego klimatu ma "Cocon" - kojarzący się odrobinę z The Cure z lat 90. - oraz zamykający album "Denial".
Jak zwykle w przypadku Wayne'a na wyróżnienie zasługują ciekawe oraz bardzo poetyckie teksty piosenek. Odpowiedź na pytanie, jak bardzo serio ich autor podchodzi do własnej twórczości - pozostawiono odbiorcy.
"Aura" to płyta ciekawa, ale nierówna. Cztery mocne kawałki to stanowczo za mało, żeby podobał się on jako spójna całość. Album polecić można - a nawet trzeba - starym, zagorzałym fanom The Mission, niektórym wielbicielom Sisters Of Mercy - zaś dla stykających się z Waynem Hussey'em i jego ekipą po raz pierwszy z pewnością bardziej odpowiedni mógłby być "The First Chapter" lub "God's Own Medicine".
Adam Pawłowski
15.05.2005 r.