Recenzje

Zaobserwuj nas

Wyszukaj recenzję:

Modern English - After the Snow

Modern English - After the Snow
1982 4AD

1. Someone's Calling    4:03
2. Life In The Gladhouse    4:38
3. Face Of Wood    5:55
4. Dawn Chorus    4:41
5. I Melt With You    4:10
6. After The Snow    3:49
7. Carry Me Down    4:33
8. Tables Turning    4:33

bonus CD

9. Someone's Calling (Remix) 3:46
10. Life In The Gladhouse (Remix) 5:00
11. I Melt With You (7' Mix)    3:50
12. The Prize 3:32
13. Life In The Gladhouse (12' Mix)    5:55
14. The Choicest View 11:39

"After the Snow", drugi i najpopularniejszy krążek angielskiej formacji Modern English, to ten typ albumu, który lubię nazywać przegapionym arcydziełem. Miał swoją chwilę w 1982, tym samym roku, kiedy New Order oznajmił koniec post-punka i początek synth-popu. I ta tendencja jest także odczuwalna właśnie na "After the Snow", który jest znacznie bardziej syntetyczny, popowy, rytmiczny i taneczny, niż debiut tej ekipy rok wcześniej, pt. "Mesh & Lace". Tamta płyta zbudowana była na tym, co wówczas grało w angielskich sercach, czyli zimnym, hipnotycznym brzmieniu a la Joy Division. Rok później ten wpływ nadal słychać, ale bardziej jako echo i ogólną atmosferę, z której Modern English usiłują się wyrwać, podkreślając własne imię i tożsamość, a nie tylko imitując swoje inspiracje.
 
Przez około trzydzieści pięć minut i osiem numerów, formacja której trzonem od samego początku po dziś dzień są: Robbie Grey (wokale), Gary McDowell (gitara) i Michael Conroy (bas), gra najlepsze, co posiada. Słychać tego post-punka w postaci chwil ponurych, odmierzanych metronomiczną perkusją; ale zaraz obok czają się melodie, jakie znalazły swój czas i popularność na antenie MTV. Takie numery jak „I Melt With You” czy „Someone's Calling” to gotowy materiał na hit, który nigdy nie odpalił. Owszem, był przez chwilę popularny w Stanach, co nawet spowodowało decyzję zespołu o przeniesieniu się tam na stałe, ale to była chwila; tuż za rogiem był bowiem „Blue Monday” New Order, który zmienił wszystko. Ową nowo odkrytą radość słychać także u Modern English, zaraźliwą, taneczną i szczerą. 

Ten materiał ukazał się pod banderą słynnej, kultowej wytwórni 4AD, a Robbie Grey zaśpiewał nawet w jednym z numerów na pierwszej płycie super-grupy This Mortal Coil. To daje pewnego rodzaju gwarancję jakości, atmosfery i wrażliwości, jaka roztacza się na tej płycie. Panowie potrafią chwycić za serca, ale i zmusić do podskoków. Urzekają wpływami post-punka, który później gładko przeistoczył się w rock gotycki, ale także psychodelicznymi – słychać to chociażby w „Dawn Chorus”, który brzmi tak, jakby Ian Curtis udawał Jima Morrisona. Ponadto, w rozszerzonej wersji CD, pod sam koniec płyty rozbrzmiewa długi, bo aż jedenastominutowy numer „The Choisest View” – mocno "odlotowy", improwizowany, przewidujący to, co za chwilę nastanie na Wyspach Brytyjskich, czyli styl shoegaze. 

Każdy numer z tego krążka można wyciąć na singla. „Face of Wood” i „Carry Me Down”, to moje ulubione kawałki, ale ten album w podstawowej wersji nie ma słabych punktów. Jest doskonałym znakiem czasu, ukazującym wszystko to, co grało wówczas w duszach angielskiej, nieuczesanej młodzieży, którą przestały bawić hasła w stylu "no future". Z perspektywy czterdziestu lat, słychać jak ogromny wpływ miał ten album – albo prezentowane na nim brzmienie – na późniejsze pokolenia muzyków alternatywnych, indie-rockowych, synth-popowych, a wreszcie ponownie post-punkowych. Rzecz w tym, że w owym czasie takich płyt było bez liku, a klęska urodzaju często ukrywa przed nami takie arcydzieła. Na szczęście muzyka trwa wiecznie i nigdy nie jest za późno, aby ją odkryć. [8/10]

Jakub Oślak
30.03.2023 r.