The National - Alligator
2005 Beggars Banquet
1. Secret Meeting 3:44
2. Karen 3:59
3. Lit Up 2:55
4. Looking For Astronauts 3:23
5. Daughters Of The Soho Riots 3:58
6. Baby, We'll Be Fine 3:21
7. Friend Of Mine 3:25
8. Val Jester 3:00
9. All The Wine 3:15
10. Abel 3:37
11. The Geese Of Beverly Road 4:56
12. City Middle 4:27
13. Mr. November 4:00
Należy zaznaczyć na samym wstępie - "Alligator" to ogromny pretendent do tytułu "Płyta roku" i chyba jedyny, co do którego nie ma wątpliwości. Dlaczego? O tym poniżej.
Wyobraźmy sobie taką sytuację: młody amerykański artysta na ulicach Nowego Jorku. Odwiedza wszystkie galerie, knajpy, gdzie półświatek miesza się z modną bohemą, bary i tanie restauracje. Później opisuje to wszystko w swojej powieści. Pisze ją w oknie trzeciego piętra kamienicy na Brooklynie. Pali papierosa, za oknem pada deszcz. I jakby półgłosem wyśpiewuje fragmenty swojej książki.
Taka jest właśnie ta płyta - czuć w niej, nie mniej niż w dziełach Lou Reed'a, atmosferę Nowego Jorku, czuć knajpiany dym, czuć pasję, z jaką opisuje to wszystko Matt Berninger. Ogromną zaletą tego krążka jest właśnie jego śpiew, który tworzy znakomite dopełnienie rozmarzonej i płynącej muzyki. Niebanalne teksty o straconych miłościach, o nadziei i wierze, o przemijaniu i o tym, co nas otacza. Zarówno wokal jak i liryki pana Berningera są tu urzekające - wystarczy fragmennt np. "Karen": "Well, whatever you do, listen, you better wait for me / No, I wouldn't go out alone into America". Jeżeli dodamy do tego muzykę, która osadzona jest to w klimacie starego country, to w Paryżu lat 20., to w bluesie amerykańskiego południa lub w angielskiej melancholii otrzymamy koktajl, wobec którego nie można przejść obojętnie - można się w nim na długo zadurzyć.
Płyta zaczyna się dość wesoło: "Secret Meeting" bazuje trochę (podobnie jak znakomity "Lit Up") na stylistyce R.E.M., ale świadczy to wyłącznie na korzyść The National. Zresztą odwołań do takich artystów jak Bob Dylan, Leonard Cohen, R.E.M. czy Lou Reed jest tu całe mnóstwo. Naturalnie, łącząc wszystkie najlepsze cechy wyżej wymienionych musi powstać mieszanka wybuchowa. Rockowo i z lekkim "pazurem" jest oprócz tego w singlowym "Abel" i kapitalnym "Mr. November", który zamyka płytę. Cała reszta to piosenki nostalgiczne, ale i piękne. Gitara doskonale buduje w nich atmosferę ("All The Wine") grając pojedyncze dźwięki tak, że otrzymujemy efekt "bujania", mimo że utwór miał nas wprowadzić w specyficzny, zadumany nastrój - patrz fenomenalnie prosta, ale i zniewalająca melodia w "City Middle". Najlepsze na płycie: "Looking For Astronauts", "The Gease of Beverly Road", "Friend of Mine" i "Baby We'll Be Fine" to nic innego jak połączenie doskonałego nastroju z dziwnymi opowieściami i fantastyczną muzyką. Trudno ubrać ją w słowa, jestem jednak pewien, że każdy, kto jest choć odrobinę wrażliwy, doceni i zauroczy się w dziele tej amerykańskiej formacji.
Centralnym zdaniem "Karen" jest "Wyrzuć przez okno swoją kolekcję płyt" - za nic nie pozbyłbym się swojego egzemplarza "Alligator". [10/10]
Mateusz Rękawek
09.10.2005 r.