Recenzje

Zaobserwuj nas

Wyszukaj recenzję:

Raconteurs, The - Broken Boy Soldiers

The Raconteurs - Broken Boy Soldiers
2006 XL/Sonic Records

1. Steady, As She Goes    3:35
2. Hands    4:01
3. Broken Boy Soldier    3:02
4. Intimate Secretary    3:30
5. Together    3:58
6. Level    2:21
7. Store Bought Bones    2:25
8. Yellow Sun    3:20
9. Call It A Day    3:36
10. Blue Veins    3:52

Jack White, spiritus movens The White Stripes, postanowił odpocząć na moment od dwukolorowej stylistyki macierzystej kapeli, od cichej, choć marudzącej Meg i zamkniętego, bądź co bądź, schematu muzycznego i wraz z Brendanem Bensonem założył Raconteurs. Pomysł był prosty – poczuć się przez moment jak zwykły, szeregowy członek normalnej kapeli, z basistą, drugim gitarzystą, z chórkami i kolektywem i pograć kilka czysto rockowych kawałków, inspirowanych Zeppelinami i może czymś jeszcze. I chyba udało się, choć od porównań z White Stripes za nic się nie ucieknie.

„Broken Boy Soldiers” to zbiór kilku wesołych, patentowo prostych, momentami ostrych utworów, opierających się na klimatach Led Zeppelin, T.Rex czy The Beatles. Czyli niby nic nowego, ale z drugiej strony White zrezygnował z maksymalnie przesterowanej gitary, nie wyciąga już tylu dźwięków unisono a jego gra jest lekka i mniej agresywna. To, co różni Raconteurs od White Stripes, to swego rodzaju luz – w niektórych fragmentach tej płyty czuć, jak hermetycznym i zamkniętym brzmieniem jest to, wykreowane przez White’a w Paskach. Tu może pozwolić sobie na swobodę. To, że nie jest niczym skrępowany, słychać nawet w jego śpiewie, który zdaje się być mniej zgryźliwy i momentami wręcz delikatny. Tak jest np. w świetnej balladzie „Together”, w której robi tylko chórki czy utworze „Blue Vein”.

Kilka fragmentów zachwyca, począwszy od znakomitego otwarcia po fantastyczne zakończenie. „Steady As She Goes” to przaśna, utrzymana lekko w reggea’owym rytmie, popowa kompozycja z świetnym, ostrym refrenem, która śmiało może brylować na antenach radiowych. Już  w tym numerze słychać wielogłosowe partie, które będą przewijać się przez cały album. White teoretycznie robi to samo w White Stripes, ale tu wypada to bardziej przekonująco - jak na przykład w refrenie „Store Bought Bones”, kawałku brzmiącym nota bene jak prog-rockowa wariacja. Niesamowicie zaskakuje numer tytułowy, brzmiący jak swego rodzaju indiański rytuał, mroczny i zakręcony, lekko w klimacie The Doors.

Gdyby nie lekkie inspiracje stoner rockiem, „Level” mógłby z powodzeniem znaleźć się na „Elefant”. White w identyczny jak tam sposób prowadzi motoryczną gitarą cały numer, powtarzając główny riff do znudzenia. Countrowe „Yellow Sun” jest jakby wyjęte z „Get Behind Me Satan”. Koniec płyty to już prawdziwa perełka – totalnie amerykańsko-bluesowo-knajpiano-dancingowy numer, „Blue Veins”, który z powodzeniem mógłby znaleźć się w repertuarze muzycznych legend z klimatów „Crime Story”. Swoją drogą kawałki inspirowane tymi klimatami są ostatnio szalenie modne i, o dziwo, zawsze umieszczane są na końcach płyt - vide dEUS „Nothing Really Ends” czy Queens of The Stone Age „Like A Drug”.

Cały czas się zastanawiam, dlaczego radosna twórczość Jacka w White Stripes wzbudza tyle kontrowersji. Że niby nic nowego, że zrzynka z tradycji gitarowego grania, że powielanie patentów i niedobre melodie. No ale przecież, pomijając znakomite „White Blood Cells”, nawet na ostatnim, rozczarowującym mimo wszystko, albumie jest kupa fajnych, wpadających w ucho przyśpiewek. Tak czy siak, jeśli ostatnia płyta Pasków była akustycznym badziewiem, które nie wytrzymuje porównania z wcześniejszymi, tak debiutem Raconteurs White przypomina sobie, jak się gra na elektrycznej i jak się pisze świetne piosenki. A sceptyków i tak to nie przekona, w końcu zawsze znajdzie się powód do narzekania, czyż nie? [7/10]

Mateusz Rękawek
10.06.2006 r.