Recenzje

Zaobserwuj nas
WESPRZYJ NAS

Wyszukaj recenzję:

Seabound - No Sleep Demon

Seabound - No Sleep Demon
2001 Dependent

1. Smoke  5:30
2. Travelling 5:19
3. Exorcize    5:12
4. Point Break    4:36
5. Torn    3:55
6. Dunnocks    5:11
7. Hooked    4:57
8. Coward    3:53
9. Avalost (Instrumental)    4:42
10. Rome On Fire    4:1

"No Sleep Demon" to, jak na razie, dla mnie popowa płyta roku, debiut roku a nawet objawienie roku. Wydaną przez Dependent płytę, reklamowaną jako "future pop", można także kupić w sieciach Media Markt w Polsce. I naprawdę warto! Mamy do czynienia z rewelacyjnie zrealizowaną płytą electro pop, zawierającą dobre melodie, interesującą rytmikę a przy tym, mimo mocnego bitu, bardzo klimatyczną. Album na pewno powinien spodobać się fanom ostatnich dokonań Covenanta i VNV Nation. Zresztą Eskil Simonsson z Covenant jest współproducentem jednego z utworów. Muzyka Seabound dotrze również do miłośników synth popu i być może Depeche Mode. 

Na płytę składa się dziesięć pozycji. Wszystko zaczyna się od dynamicznego,  zagranego z dużą werwą utworu pt. "Smoke". Później jest singlowy "Travelling" i równie ciekawy "Exorcize". Płyta niespodziewanie siada przy numerze cztery pt. "Point Break", który zawiera fragmenty utworu „What Noise” zespołu Kissing The Pink. Z jednej strony panowie ujawniają swoje korzenie, co z pewnością jest miłe dla ucha czytelników Alternative Pop, z drugiej strony sam numer wypada blado. Na szczęście piąte nagranie pt. "Torn" przywraca wiarę, że kawałek poprzedni był jedynie wypadkiem przy pracy. Słyszymy wolno rozwijającą się tłustą elektronikę i klimatyczny wokal Franka M. Spinatha. Numer sześć "Dunnocks" - znowu jest nieźle. Ale prawdziwa rewelacja, to dla mnie numer siedem pt. "Hooked" - dynamiczny, ale jednocześnie ciepły i łagodny, przy tym z motorycznym beatem i dobrym wokalem. Nie miałbym nic przeciwko temu, żeby właśnie taki pop królował w rozgłośniach radiowych! "Hooked" to, obok numeru "Smoke", mój faworyt na płycie. Do końca longplaya zostały jeszcze trzy kawałki - "Coward", instrumentalny "Avalost" i "Rome On Fire". Może nieco mniej wciągające od reszty, ale nie zmieniające pozytywnej oceny całości  debiutanckiej płyty Seabound, której naprawdę warto posłuchać. [9/10]

Andrzej Korasiewicz
20.09.2001 r.