Still Corners - Dream Talk
2024 Wrecking Light
1. Today Is The Day
2. The Dream
3. Faded Love
4. What Is Real
5. Lose More Slowly
6. Secret World
7. Let's make Up
8. Crystal Blue
9. The Ship
10. Turquoise Moon
Still Corners to brytyjsko-amerykański duet Grega Hughesa i Tessa Murray. Razem występują od 2007 roku, nagrali dotychczas pięć płyt, pierwsza w 2011 roku. Najnowsza "Dream Talk", wydana w kwietniu tego roku, jest szóstą w dyskografii zespołu.
Płyta początkowo robi wrażenie świetnej muzyki, ale jedynie tła. Piękne melodie płyną przez album, ale trudno zawiesić na nich uwagę na dłużej. Tak przynajmniej wydaje się w ciągu słuchania kilku pierwszych utworów. Z czasem sytuacja ulega zmianie. Pojawiają się momenty, które bardziej zachwycają i przyciągają. Muzyka coraz bardziej staje się hipnotyczna i wciągająca. A gdy album włączymy po raz kolejny i kolejny, to nie ma wątpliwości, że to nie tylko muzak tła, ale album, w którym można odnaleźć coś więcej. Jest jeden warunek. Trzeba mieć odpowiedni nastrój na taką muzykę. Trzeba znaleźć czas, by się w nią wczuć i posmakować każdego jej kawałka. Nie ma tu nic oryginalnego, ani nowego. Metoda jest taka sama, która służyła grupie na wcześniejszych płytach, ale po raz kolejny w przypadku Still Corners to się sprawdza.
Album zaczyna "Today Is The Day", przez który przewija się akord gitarowy o countrowo-westernowym charakterze, który kojarzy mi się ze spaghetti westernem. Oczyma wyobraźni widzę Clinta Eastwooda przemierzającego prerię w poszukiwaniu łotra, którego zamierza sprawiedliwie ukarać. A jednocześnie w tle słychać zwiewny wokal Tessy Murray i hipnotyczny podkład instrumentalny z wolnym, posuwistym rytmem. "The Dream" jest równie zwiewny, ale utrzymany w szybszym tempie. "Faded Love" brzmi bardziej syntetycznie, z klawiszowymi tłami i chwytliwym, romantycznym, ale zdecydowanym śpiewem Tessy Murray. "What Is Real" to ledwie trochę ponadminutowy śpiew Murray wzbogacony o klawiszowe, przestrzenne tła oraz akordy gitary akustycznej. "Lose More Slowly" jest znacznie bardziej syntetyczny, są tutaj wyraźne, powracające akordy syntezatorowe. Jest też gitara "knopflerowska", która w pewnej chwili nawet uderza mocniejszym riffem. Głos wokalistki raz jest jaśniejszy, a raz jakby przytłumiony, wyłaniający się z innego pomieszczenia.
W "Secret World" od razu słychać dynamiczny rytm, który kontrastuje z rozmarzonym, melancholijnym śpiewem Murray. Oprócz wielu syntetycznych dźwięków, słychać też dynamiczną gitarę w trzeciej minucie oraz gwałtowniejsze akordy smyczkowe. Są nawet mocniejsze riffy gitarowe. Nagranie jest dynamiczne i chwytliwe. "Let's Make Up" rozpoczyna się od gry na gitarze rytmicznej, na którą nakładają się wyraźniejsze riffy gitary solowej. Utwór ma żwawe tempo i fajny, rwany rytm. "Crystal Blue" jest spokojniejszy, bardziej wyciszony, mniej wyrazisty z rozmarzonym, anielskim głosem Murray. "The Ship" rozpoczynają dźwięki zagrane na wiolonczeli, jest znowu spokojnie, delikatnie, wręcz sennie, ale pod koniec utworu wchodzi solo gitary elektrycznej, które trochę wytrąca z tej błogiej atmosfery. "Turquoise Moon" zaczyna sie jak zaginiony numer Portishead, dalej jest powolny hipnotyczny rytm, wysokie akordy syntezatorowe w tle oraz wysokie akordy gitary elektrycznej. Nad wszystkim unosi się senna atmosfera, pełna przestrzeni i emocjonalnego głosu Murray. Album kończy się tak, jakby za chwilę miał być następny utwór. Dlatego najlepiej kontynuować słuchanie płyty od początku.
"Dream Talk" to nie jest wybitny płyta, ale przy odpowiednim nastawieniu można się w niej zanurzyć. Moim ulubionym utworem z niej jest "Secret World". Still Corners trzyma poziom i tworzy kolejną senną opowieść, która może spodobać się choćby tym, którzy są wychowani na muzyce z kręgu This Mortal Coil czy Cocteau Twins. [8/10]
Andrzej Korasiewicz
08.04.2024 r