Talk Talk - Spirit Of Eden
1988 EMI
1 The Rainbow
2 Eden
3 Desire
4 Inheritance
5 I Believe In You
6 Wealth
Tej płyty właściwie nie powinno tu być. Nie mieści się ona w kategoriach synth-popu, ani nawet popu. Miano 'chamber pop' (pop kameralny), jakim określano poprzednią płytę Talk Talk, "The Colour of Spring", także przestało tu pasować. Zespół Marka Hollisa wykonał siedmiomilowy krok, porzucając syntezatory na rzecz czegoś zupełnie pionierskiego. Czegoś, co w roku 1988 nie miało racji bytu, przez co zakończyła się współpraca zespołu z konglomeratem EMI. Czegoś, co z perspektywy czasu miało bezpośredni wpływ na pojawienie się bardziej współczesnych, emocjonalnych odłamów progresywnego rocka, takich jak shoegaze czy post-rock.
"Spirit of Eden" poraża swoim spokojem. Wcześniej Talk Talk oscylowało gdzieś pomiędzy subtelnością a mocniejszym uderzeniem, nie raz podkreślanym podniesionym do poziomu krzyku głosem Hollisa. Tymczasem teraz jest zupełnie inaczej. Ów spokój to stoicyzm w ogrodzie botanicznym wiosenną porą, gdzie feria barw i zapachów wtóruje zadumie i medytacji. Zespołowi towarzyszy zastęp muzyków, z których każdy oddał tym kompozycjom pojedyńcze dźwięki o wielkim znaczeniu. Poukładane w instrumentalne, akustyczne pasaże stanowią o tym drugim obliczu popularnego zespołu, intymnym, zachwycającym i absolutnie ponadczasowym.
Sukces tej płyty należy rozumieć nie dosłownie. Pod względem komercyjnym była porażką. Natomiast pod względem uznania krytyki i fanów, plasuje się gdzieś na szczycie najważniejszych albumów dekady. Duża w tym zasługa Tima Friese-Greene'a, który wyraźniej niż wcześniej objął ster kompozycji i produkcji. Największy paradoks tego albumu polega na tym, że dopiero po latach szersza publiczność doceniła jego wartość, długo po wycofaniu się Hollisa z życia twórczego. Wielka szkoda, ale może właśnie to stanowi o jego wyjątkowości i fenomenie. Polecam absolutnie każdemu zwolennikowi dobrej muzyki. [8/10]
Jakub Oślak
25.12.2010 r.