Talk Talk - The Party's Over
1982 EMI
1. Talk Talk 3:20
2. It's So Serious 3:19
3. Today 3:28
4. The Party's Over 6:10
5. Hate 3:56
6. Have You Heard The News? 5:05
7. Mirror Man 3:18
8. Another Word 3:12
9. Candy 4:40
Mark Hollis to przykład artysty, który przez okoliczności, w których zaczął tworzyć nie został prawdziwie rozpoznany jako twórca, który wykracza ponad otaczającą go rzeczywistość muzyczną. Do dzisiaj nie mogę zrozumieć jak to możliwe, że prasa brytyjska zaliczała Talk Talk do wykonawców podobnych do Duran Duran. Na tym przykładzie widać jak bardzo schematy i stereotypy mogą wpływać na mylną ocenę różnych zdarzeń, w tym przypadku muzyki. Co nie znaczy, że stereotypy w ogóle są niepotrzebne, ale zwyczajnie trzeba czasami spojrzeć szerzej, by lepiej zrozumieć jakieś zjawisko. Talk Talk nagrywało dla tej samej wytwórni co Duran Duran, miało tego samego producenta Colina Thurstona a także supportowało zespół z Birmingham. Można jeszcze dorzucić, że obie formacje używały syntezatorów i elektroniki a pierwsza płyta Talk Talk "The Party's Over" to zbiór przebojowych piosenek synth-pop. Pozornie podobieństw jest wiele, ale mimo wszystko na płycie "The Party's Over" nie znajduję wiele wspólnego z brzmieniem Duran Duran. Oczywiście jest tutaj wspomniana elektronika, ale wyraźnie różni oba zespoły chociażby sposób śpiewania Hollisa i Simona Le Bona. Le Bon to wokal pewnego siebie, samca Alfa, bożyszcza tłumów, który niemal wykrzykuje kolejne hymny popowe a Hollis to rozmarzony romantyk, który stara się głosem zbudować nastrój. Ale nie tylko o głos wokalisty chodzi, bo i sposób wykorzystania syntezatorów jest często różny. O ile Duran Duran stosuje syntezatory głównie po to, żeby podkreślić chwytliwość nagrań, to Talk Talk próbuje często malować nimi emocjonalne krajobrazy.
Melancholię w muzyce Talk Talk dostrzegł już w 1982 roku recenzent "Smash Hits", Neil Tennant (późniejszy założyciel Pet Shop Boys), który pisał: „[...]smutna atmosfera przenika całą płytę, jakby muzycy rekompensowali w ten sposób fakt, że chcieliby powiedzieć coś ważnego, ale nie mogą wymyślić niczego, co mogliby powiedzieć. Mimo to atrakcyjne melodie i frazy syntezatorowe, a także ślizgająca się gra na basie, prosperują w tej wielkiej, starannej produkcji. Gdyby tylko się rozweselili, ta zabawa mogłaby być o wiele przyjemniejsza”. Neil Tennant dostrzega melancholię, która przenika muzykę Talk Talk, mimo syntezatorowego sosu, którym jest obleczona, ale patrzy na to raczej z pobłażaniem nie dostrzegając potencjału, jaki drzemał od początku w Hollisie. Co więcej, nie oczekuje od zespołu synth-popowego niczego więcej poza dobrą zabawą. Sam póżniej w Pet Shop Boys będzie praktykował ten bezrefleksyjny synth-pop, który zaprowadzi go do granicy z muzyką disco. Ale w Talk Talk od początku było coś więcej niż prosty synth-pop, który miał nieść tylko rozrywkę i luz.
Płytę zaczyna dynamiczny utwór eponimiczny, który jako pierwszy został odnotowany na listach przebojów w Wielkiej Brytanii (52. miejsce UK singles chart, po ponownym wydaniu w tym samym roku 23.) i Australii (33. miejsce listy singli), USA (75. miejsce). To jedno z bardziej rozpoznawalnych i charakterystycznych nagrań pierwszego synth-popowego okresu działalności zespołu. Hollis śpiewa tutaj energetycznie jak na niego a dynamiczny rytm wybija elektroniczna perkusja wsparta przez automat perkusyjny. To co wyróżnia utwór, to partia fortepianowa w jego połowie, która nadaje mu uroku i wzbogaca brzmieniowo. Refren jest chwytliwy i przebojowy. "It's So Serious" to delikatne zapętlone akordy syntezatorowe w tle, urozmaicone klawiszowymi partiami przestrzennymi, które tworzą kolejne warstwy syntetyczne. Jak we wszystkich pozostałych utworach rytm wyznacza perkusja elektroniczna i automat perkusyjny. Śpiew Hollisa jest tutaj spokojniejszy i bardziej melancholijny, ale "It's So Serious" moim zdaniem nie należy do wyróżniających się nagrań.
Trzeci utwór na płycie pt. "Today" to jeden z największych przebojów Talk Talk. Nagranie dotarło do 14. miejsca brytyjskiej listy singli, 16. irlandzkiej listy przebojów i 10. pozycji listy w Nowej Zelandii. Wyżej w Wielkiej Brytanii, bo do pozycji 13., zaszło jedynie drugie wydanie "It's My Life" w 1990 roku. W przypadku "Today" znowu mamy do czynienia z dynamicznym bitem elektronicznym i chwytliwym refrenem, ale w śpiewie Hollisa, który podąża za tempem nagrania słychać więcej melancholii niż w "Talk Talk". Tytułowy "The Party's Over" to już utwór rozmarzony i dłuższy, sześciominutowy. Gdyby nie monotonnny elektroniczny bit kompozycja mógłaby uchodzić za klasyczną balladę. Utwór "Hate" rozpoczyna się najpierw delikatnymi synthami, by po chwili zostać napędzony dynamicznym elektronicznym bitem, który przełamuje emocjonalny śpiew Hollisa i błyszczące partie syntezatorowe, które rozświetlają nagranie. Mniej więcej od połowy płyty okazuje się, że The Party's Over", to nie jest zbiór prostych przebojów synth-pop, ale coś więcej. Przekonuje o tym chociażby "Have You Heard The News?", który mimo jednostajnego, choć spokojniejszego bitu elektronicznego przyjemnie buja, dzięki przestrzennym, szerokim partiom syntezatorowym i pięknemu, rozmarzonemu śpiewowi Hollisa.
"Mirror Man" to pierwszy singiel zespołu, który ukazał się jeszcze przed "Talk Talk", ale nie został zauważony. Nagranie jest rzeczywiście prostsze, mogące uchodzić za nadające się na singiel, ale nie jest tak chwytliwe jak "Today" czy "Talk Talk". Utwór dobrze wpisuje się jednak w tę część "The Party's Over", bo wokal jest romantyczny i emocjonalny, a w tle słychać partie smyczkowe, co nie burzy nastroju zbudowanego w "Have You Heard The News?". "Another Word" jest jednak utworem dynamiczniejszym o jednostajnym, trochę monotonnym bicie elektronicznym, ale śpiew Hollisa, który wspierają chórki kolegów z zespołu, pozwala pozostać w melancholijnym nastroju. Album kończy spokojny "Candy", w którym nawet bit jest wyraźnie wolniejszy, a nastrój tworzą zarówno syntetyczne tła, jak i partia fortepianu, która dostojnie kroczy przez całe nagranie.
Przywykło się uważać "The Party's Over" jedynie za wstęp do tego, co nastąpiło w przypadku Talk Talk na późniejszych płytach, szczególnie od "The Colour of Spring". Tak rzeczywiście jest, co nie znaczy, że właściwe jest tu słowo "jedynie" a płytę należy pominąć. Szczególnie nie powinni tego robić ci, którzy kochają syntezatory i electro-pop. Album jest w całości utrzymany w tej stylistyce, ale nie jest pozbawiony elementów brzmienia, które znajdziemy w późniejszej twórczości Talk Talk. To nie jest wybitna płyta, ale słucha się jej bardzo dobrze i przyjemnie. Od początku słychać, że Talk Talk to nie prosty dostarczyciel przebojów, ale wykonawca, który chce przy pomocy muzyki, w tym przypadku synth-pop, przekazać złożone emocje i nastroje, ocierając się dzięki temu o sztukę. [8/10]
Andrzej Korasiewicz
10.09.2024 r.