This Mortal Coil - It'll End In Tears
1984 4AD
1. Kangaroo 3:31
2. Song To The Siren 3:30
3. Holocaust 3:38
4. Fyt 4:24
5. Fond Affections 3:51
6. The Last Ray 4:08
7. Another Day 2:54
8. Waves Become Wings 4:26
9. Barramundi 3:56
10. Dreams Made Flesh 3:48
11. Not Me 3:44
12. A Single Wish 2:27
W tym roku swoje 40. urodziny obchodzi debiut wyjątkowego zespołu lub raczej kolektywnego projektu. This Mortal Coil nigdy nie mieli stałego składu, nie koncertowali i być może nigdy nie przebywali w jednym pomieszczeniu równocześnie. To koncept Ivo Watts-Russella, producenta i poławiacza pereł w muzycznym podziemiu Anglii lat 80. To on, razem z Johnen Fryerem, stworzył 4AD, wytwórnię stojącą w przeciwieństwie do mainstreamu lat 80. Przyświecała im idea muzyki niekomercyjnej, ambitnej, czystej, skupionej na artyzmie, a nie produkcji przebojów.
To Watts-Russell i Fryer są odpowiedzialni za sukces takich zespołów jak: Dead Can Dance, Cocteau Twins, Xmal Deutschland czy Pixies. Ale w mojej ocenie ich największym dziełem jest właśnie This Mortal Coil, którego koncepcja polegała na ukazaniu słuchaczowi piękna muzyki w wykonaniu ‘anonimowych’ artystów. Aby nadać sprawom jeszcze większego twistu, mieli oni za zadanie występować w różnych konfiguracjach na poszczególnych piosenkach, które w większości były coverami mało popularnych, lecz wartych objawienia skarbów muzyki.
Początkiem This Mortal Coil był efekt spontanicznego biegu wypadków. Ivo chciał aby jego podopieczni z Modern English dopracowali dwa ze swoich najstarszych numerów – „Sixteen Days” i „Gathering Dust”. Ivo zaangażował w to także Robina Guthrie i Liz Fraser z Cocteau Twins, Gordona Sharpa z Cindytalk oraz Martyna Younga z Colourbox. Po nagraniu strony A (w formie medley), trzeba było umieścić coś na stronie B. Guthrie i Fraser zaproponowali swoją wersję ballady Tima Buckley’a, „Song to the Siren”. Reszta, jak to mówią, jest historią.
„Song to the Siren” stała się podziemnym przebojem i do dziś pozostaje wizytówką This Mortal Coil. To przykład coveru, który przebił popularnością swój pierwowzór. Wielu artystów wykonujących go na żywo – od George’a Michaela po Massive Attack - odnosi się do wersji TMC, nie Buckley’a. Sukces singla zachęcił Ivo, aby zmontować z tego cały album, do którego wybrane zostaną utwory w podobnym tonie, co „Song to the Siren”. Dynamiczne, post-punkowe „Sixteen Days / Gathering Dust” zupełnie nie pasowało do tej koncepcji; dlatego pozostało na singlu.
Do albumu wcielono „Not Me”, która pierwotnie miała być numerem Wire, „Kangaroo” i „Holocaust” Alexa Chiltona, „Fond Affections” Rema-Rema (Marc Cox zagrał na klawiszach) oraz „Another Day” Roya Harpera (tego z „Have a Cigar” Pink Floyd). Lisa Gerrard i Brendan Perry przynieśli „Waves Become Wings” i „Dreams Made Flesh” (późniejszy element repertuaru Dead Can Dance), a Robin Guthrie i Simon Raymonde „The Last Ray”. Całości dopełniają „Fyt”, „Barramundi” oraz „A Single Wish”, które powstały spontanicznie, specjalnie na ten album.
Obok wszystkich wspomnianych postaci, w studiu pojawili się Robbie Grey z Modern English, Manuela Rickers z Xmal Deutschland, Howard Devoto z Buzzcocks, a także Martin McCarrick z Siouxsie & The Banshees oraz jego siostra Gili Ball. W teorii jest to miszmasz pomysłów i efekt obrotowych drzwi do studia, gdzie Ivo rozstawił obóz. W praktyce to jeden z najpiękniejszych albumów jakie słyszałem, który po 40 latach wcale nie osłabł. To muzyka awangardowa, eteryczna, ambientowa, która wylała fundamenty pod późniejszy gatunek nazywany dream pop.
Kluczową rolę, obok Ivo, odegrał tu Simon Raymonde, multiinstrumentalista, głowa i serce pełne dźwięków, wrażliwości artystycznej i ‘współczucia’ muzyki. Ale tylko dzięki kolektywnej sile tu zgromadzonych udało się stworzyć dzieło ponadczasowe, które pozostaje albumem niszowym. To typowa rzecz ‘dla fachowców’, którą zachwycał się zarówno Tomek Beksiński jak i Steven Wilson. A samo „Song to the Siren”, w tym wykonaniu, powinien znać każdy. Wielka szkoda, że nie usłyszał jej Tim Buckley, który zmarł po przedawkowaniu narkotyków w 1975 r. [9/10] *
Jakub Oślak
03.11.2024 r.
* ocena red. nacz. [10/10]