Recenzje

Zaobserwuj nas

Wyszukaj recenzję:

Thorn, Tracey - Out of The Woods

Tracey Thorn - Out of The Woods
2007 Virgin

1. Here It Comes Again    3:06
2. A-Z    3:41
3. It's All True    4:13
4. Get Around To It    6:00
5. Hands Up To The Ceiling    2:58
6. Easy    3:58
7. Falling Off A Log    3:17
8. Nowhere Near    3:07
9. Grand Canyon    6:07
10. By Piccadilly Station I Sat Down And Wept    2:25
11. Raise The Roof    4:02

Ach, ta Tracey... ktoś nie zna? Przez ponad dwadzieścia lat główny powód, dla którego warto było słuchać Everything But The Girl. Główny powód, dla którego słuchało się "Protection" Massive Attack. Główny powód, dla którego lata czekało się na coś nowego z obozu EBTG. I się nie doczekało - jest za to jej solowa płyta i chyba dobrze, że tak się stało. Benn Batts sobie gdzieśtam didżejuje a Tracey śpiewa najlepiej od czasów "Amplified Heart". Ale czy tak naprawdę ta płyta nie mogła wyjść pod szyldem Everything But The Girl? Popatrzmy bliżej.

Zaczyna się czymś przedziwnym. Jakby powrót do okresu "Idlewild". "Here It Comes Again" zaskakuje spokojem, łagodnością przypominającą odrobinę Tori Amos. W pierwszej chwili pomyślałem, że jeśli ta płyta będzie w takim klimacie do końca to się, prędzej czy później, potnę. Przyszło "A-Z" i...ufff, kamień z serca. Tym razem cofamy się do lat 80., klawisze rodem z Modern Talking i świetny tekst. "It's All True" już powinno być wielkim przebojem. Fantastyczny sound jak za najlepszych czasów EBTG (mam tu na myśli house'owy okres tego zespołu, zwłaszcza "Walking Wounded") i jeszcze te krowie dzwonki w tle... Owe dzwonki plus trójkąt pojawiają się też w "Get Around To It" - mocnym nawiązaniu do stylistyki LCD Soundsystem (choć to wyszło Tracey chyba niechcący), zwłaszcza w linii basu i sposobie śpiewania refrenu. Po pierwszych dźwiękach "Hands Up To The Celling" zacząłem się zastanawiać, czy to dobrze, że ta płyta jest tak bardzo zróżnicowana. Jest to śliczny, płynący utwór z klawiszami jak z francuskiego filmu z lat 60., coś, co przypomina mi "Love Not Money". No i tu pojawia się konkluzja - "Out of The Woods" jest jakby Everything But The Girl w pigułce - od ckliwego popu przez dziwne klimaty lat osiemdziesiątych, bristol sound ("Easy"), akustyczny pop ("Nowhere Near") do house'u (rewelacyjny "Grand Canyon" i "Raise The Roof"). Prawde mówiąc nie wiem, które wcielenie bardziej mi odpowiada. Wiem jedno - Tracey zawsze była jednym z największych talentów kobiecego popu i nie jest to talent zmarnowany. Pokusiłbym się nawet o porównanie jej do Liz Fraser, ale chyba nie jestem na tyle odważny by postawić w tej kwestii kropkę nad "i".

Rzadko bywa tak, że dobra okładka idzie w parze z dobrą muzyką (przynajmniej ostatnimi czasy). Rzadko bywa tak, że wykonawca, w trakcie przerwy w swym macierzystym zespole, nagrywa dobrą płytę solową. W przypadku tej pani wszystko jest wyjątkiem od reguły. I kiepsko będzie, jeśli za sprawą "Out of The Woods" Tracey, Everything But The Girl więcej nie nagra nic nowego. Bo takie utwory jak "Missing" są żelaznym punktem każdej dyskoteki a siedemdziesiąt procent tej płyty do tego modelowo się nadaje. [8.5/10]

Mtauesz Rękawek
30.06.2007 r.