Recenzje

Zaobserwuj nas

Wyszukaj recenzję:

VNV Nation - Futureperfect

VNV Nation - Futureperfect
2002  Dependent

1. Foreword 1:53
2. Epicentre    6:25
3. Electronaut    6:35
4. Liebestod    2:54
5. Holding On    4:40
6. Carbon    6:13
7. Genesis    5:46
8. Structure    4:07
9. Fearless    6:16
10. 4AM            1:50
11. Beloved    7:24
12. Airships    8:17

Kolejna nowa płyta klasyka melodyjnej odmiany EBM pochodząca z tego roku. Tym razem zadanie jest łatwiejsze, niż przy recenzji kontrowersyjnej płyty APB. Styl VNV Nation jest znany od lat i albo ktoś go lubi albo nie. Dla tych drugich informacja, że w stylu muzyki tego brytyjskiego duetu nic się nie zmieniło i jeśli ktoś nie lubi muzyki VNV może spokojnie darować sobie zakup nowej płyty. Dla tych pierwszych (czyli dla lubiących dokonania Ronana Harrisa) mam natomiast wiadomość bardzo dobrą. "Futureperfect" to nie tylko płyta nowa, ale i dobra. Czyli mamy dwa w jednym.  Czy trzeba chcieć czegoś więcej? Skoro wstępne założenia zostały poczynione i przy lekturze recenzji pozostali już tylko lubiący VNV mogę przejść do omówienia w kilku słowach nowego albumu VNV Nation. W kilku słowach, bo o muzyce nie należy za dużo pisać a powinno się jej więcej słuchać.

"Futureperfect" zawiera utwory zarówno dynamiczne z mocno zaznaczonym bitem ("Epicentre", "Electronaut" , "Genesis" czy "Structure") jak i charakterystyczne dla duetu ballady ("Libestod", "Holding on", "Carbon"). W przeciwieństwie do innych zespołów wykonujących EBM VNV Nation zawsze wyróżniało się tym, że Ronan Harris śpiewał i jego wokal nie był poddany obróbce charakterystycznej dla takich wykonawców jak FLA czy Covenant (ale to pewnie dlatego, że Ronan Harris po prostu umie śpiewać ;) ). Tak też jest na nowej płycie. VNV Nation to w zasadzie również (podobnie jak "Harmonizer") muzyka rozrywkowa. Jednak dla ludzi lubiących mocniejsze brzmienie może być bardziej strawna a z drugiej strony dla kogoś kto nie lubi electro-industrialu nowa płyta VNV również może być nie do pogardzenia.

W istocie "Futureperfect" to zestaw bezpretensjonalnych piosenek (choć te balladki zalatują nieco pretensjonalnością) dobrze skrojonych, zagranych i nagranych. Nie muszę chyba dodawać, że słuchanie płyty nie jest wskazane dla ortodoksyjnych fanów muzyki rockowej. Rocka tutaj nie ma (ciśnie mi się na język - na szczęście...). Jeśli już, to  należy spojrzeć bardziej w kierunku techno. Dla mnie najlepszym utworem na płycie jest zdecydowanie "Structure" a zaraz potem dynamiczny, mocno "ubitowiony" "Epicentre". Ta płyta podoba mi się bardziej niż "Empire". Nagrana jest z większym "nerwem", a kompozycje są bardziej pomysłowe (patrz wspomniany "Structure"). Rekomendacja. [8/10]

Andrzej Korasiewicz
02.03.2002 r.