Recenzje

Zaobserwuj nas
WESPRZYJ NAS

Wyszukaj recenzję:

Wilde, Kim - Closer 

Kim Wilde - Closer 
2025 Cherry Red

1. Midnight Train    3:24
2. Scorpio    3:14
3. Trail Of Destruction    4:00
4. Sorrow Replaced    4:11
5. Lighthouse    5:46
6. Love Is Love    4:25
7. Rocket To The Moon    4:19
8. Hourglass Human    4:15
9. Stones And Bones    5:04
10. Savasana    4:50

Kim Wilde nie była nigdy wykonawczynią nadmiernie bliską mojemu sercu, ale niewątpliwie należała w latach 80. do jednych z czołowych i wyrazistszych wokalistek popowych. W początkach swojej aktywności muzycznej "załapała się" na modę synth-pop i właśnie od takiej stylistyki zaczynała. Dzięki temu jej pierwsze płyty były nawet prezentowane w audycji Beksińskiego "Romantycy Muzyki Rockowej". Z pewnością debiutancki album "Kim Wilde" (1981) a także następny "Select" (1982) z takimi utworami jak: "Kids in America", "Cambodia", "View from a Bridge" są ze wszech miar warte uwagi. Z czasem jednak Kim Wilde zaczęła przesuwać się coraz wyraźniej w tę banalniejszą stronę muzyki pop a nawet dance. Punktem szczytowym tej części kariery był album "Close" wydany w 1988 roku z takimi hitami jak: "Hey Mister Heartache", "You Came" czy "Never Trust a Stranger". Płyta cieszyła się wielką popularnością w Polsce, tym bardziej, że została wydana również przez Polskie Nagrania. Właśnie wtedy zaczęła sie wyraźna odwilż w upadającym systemie "realnego socjalizmu". Choć PRL jeszcze trwał, to faktycznie rok 1988 był początkiem powrotu do rzeczywistości kapitalistycznej, co przypieczętowała w grudniu tamtego roku ustawa komunistycznego ministra Wilczka o wolności działalności gospodarczej. Widać było, że historia zaczyna przyspieszać a wydane w tamtym okresie w PRL płyty Kim Wilde, Madonny "True Blue", Michaela Jacksona "Bad", Stinga "Nothing Like the Sun" i kilka innych stały się jednymi z wielu sygnałów przemian, które wtedy się zaczęły.

Przyznam jednak, że stylistyka Kim Wilde z albumu "Close" nie była mi nigdy bliska, zwłaszcza, że wtedy zaczynałem słuchać już znacznie cięższej muzyki. Dalszej drogi muzycznej Kim Wilde nie śledziłem  uważnie. W latach 90. nastąpił wyraźny kryzys popularności Kim Wilde, który zresztą dotyczył również wielu innych wykonawców, którzy zdobyli rozpoznawalność w latach 80. Lata 90. przyniosły nową muzykę - grunge, techno, rap - która podbiła muzyczny świat pop. Gwiazdy z lat 80. zostały zepchnięte do niszy, albo w ogóle nie potrafiły się odnaleźć. Kim Wilde próbowała powrócić na rynek pop. Choć nie udało jej się odzyskać dawnej popularności, to jednak od 2006 roku wydaje regularnie co kilka lat kolejne albumy, które kieruje przede wszystkim do swoich starych fanów. Najnowsza płyta pt. "Closer" jest dość oczywistym odniesieniem do wspomnianego już przeze mnie "Close" z 1988 roku.

Od 1988 roku niewiele zmieniło się w mojej ocenie muzyki Kim Wilde. Nadal lubię jej pierwsze płyty, choć nie należą do najważniejszych z tamtych czasów, ale nie stałem się zwolennikiem albumu "Close" a ponieważ najnowszy "Closer" wprost nawiązuje do "Close", to moje uczucia związane z "Closer" są mocno mieszane. Z jednej strony jest sentyment do lat 80., ale z drugiej strony z pewnością nadal mamy do czynienia z tą mniej ambitną stroną muzyki pop. Oczywiście produkcja jest bardziej nowoczesna, ale klimat lat 80. nadal jest wyczuwalny. Dla mnie niewątpliwą ozdobą płyty jest utwór "Sorrow Replaced", który jest zaśpiewany przez Kim Wilde w duecie z moim ulubionym Midge Urem. Choć nie jest to wybitna kompozycja, to już sam głos Midge Ure'a nadaje jej uroku, dzięki czemu "Sorrow Replaced" staje się sympatyczną, nieco patetyczną, ale w dobrym tego słowa znaczeniu, balladą. Podobny w tonie i całkiem udany jest kolejny utwór pt. "Lighthouse". To ładna, rozmarzona ballada, która przypadnie do gustu słuchaczom nastawionym bardziej romantycznie. Przyzwoity jest też numer "Love Is Love", choć utrzymany już w mocno tanecznym duchu, z wyrazistym beatem i dyskotekową otoczką. Trochę podobne są singlowe: "Midnight Train" i "Trail of Destruction", które zapowiadały album. Gdy jednak słucham kilku takich utworów pod rząd to zaczynam odczuwać znużenie. Muzyka Kim Wilde zaczyna mi się zlewać w jedną masę i tracę nią zainteresowanie. 

Próbując ocenić całość płyty, muszę stwierdzić, że muzyka na "Closer" okazuje się dla mnie nadmiernie monotonna, za mało urozmaicona, za prosta i zwyczajnie zbyt banalna. Numery taneczno-popowe przeplatają się z bardziej balladowymi, ale nie zachwycają ani pod względem aranżacji, ani produkcji. Brzmi to wszystko jakoś topornie. Pewnie wiele zależy od nastroju i odpowiedniego nastawienia do muzyki Kim Wilde. Był jeden raz, gdy przesłuchałem "Closer" w całości i miałem poczucie, że obcuję z sympatyczną muzyką pop. Ale kolejne próby powrotu do płyty kończyły się zawsze zawodem i uczuciem zmęczenia. Choć lubię pop, to jednak okazuje się, że muzyka Kim Wilde w większej ilości nie jest przeznaczona dla mnie. Płyta "Closer" pewnie spodoba się fanom Kim Wilde, ale nie przekona nikogo, kto oczekuje od muzyki pop czegoś więcej niż prostych melodii, dyskotekowych rytmów przełamanych pop rockowymi riffami gitarowymi, urozmaiconych mniej lub bardziej patetycznymi balladami. Jestem na "nie", ale sympatykom lżejszego popu zabarwionego "ejtisowym" sentymentem płyta może przypaść do gustu. [6/10]

Andrzej Korasiewicz
07.03.2025 r.