Tears For Fears - Songs From The Big Chair
1985 Mercury
1. Shout 6:32
2. The Working Hour 6:31
3. Everybody Wants To Rule The World 4:11
4. Mothers Talk 5:10
5. I Believe 4:54
6. Broken 2:38
7a. Head Over Heels 5:02
7b. Broken (Live)
8. Listen 6:49
Z płytą "Songs From The Big Chair" mam podobną trudność jak z "The Colour of Spring" Talk Talk [czytaj recenzję >>] . Nie jest łatwo pisać o albumie, który w muzyce pop jest absolutem, który zna się od czterdziestu lat a mimo to płyta pozostaje niewzruszona w swojej wspaniałości. Siłą rzeczy to będzie raczej tekst hagiograficzny niż recenzja. Bo jeśli piszemy o latach 80. i muzyce pop, to trudno znaleźć wiele więcej tak doskonałych płyt jak "Songs From The Big Chair" czy "The Colour of Spring". Wprawdzie gdy już zagłębiam się w "Songs From The Big Chair" przychodzą mi myśli również krytyczne, np. że utwór "Mothers Talk" podoba mi się mniej niż inne, ale to nadal rozpatrywania na tle tak wspaniałych kompozycji jak: "Shout", "I Believe" czy "The Working Hour". W ogólnym rozrachunku całość płyty należy do tych nielicznych z kategorii "nigdy się nie nuży". Moja entuzjastyczna opinia na temat płyty nie jest szczególnie oryginalna i pewnie merytorycznie nie wniesie wiele nowego ponad to, co wszyscy już wiedzą o tym wydawnictwie. Dlatego tym bardziej skupię się na swoich osobistych doświadczeniach związanych z płytą a także przedstawię indywidualne odczucia z jej odsłuchu. Tym razem będą to wrażenia po czterdziestu latach od mojego pierwszego spotkania z albumem.
Płyta zaczyna się od szalonego i dynamicznego przeboju "Shout", który przez niektórych notorycznie jest kojarzony z Depeche Mode. Spotkałem się co najmniej kilkakrotnie z osobami, które sądziły, że jest to przebój właśnie panów z Basildon. W dodatku wcale nie były to przypadkowe osoby, które zupełnie nie miały pojęcia o muzyce. Dzisiaj pewnie wielu może to się wydawać dziwne skojarzenie, ale czy syntezatorowe, nieco industrialne efekty wspomagające miarowy beat "Shout" nie mają sporo wspólnego z przebojami Depeche Mode, które wówczas były charakterystyczne dla grupy, czyli "People are People", "Master and Servant"? Po tej przebojowej petardzie Tears For Fears podąża zupełnie w inne rejony. Rozpoczynające "The Working Hour" solo na saksofonowe i dalsza aranżacja nagrania opierająca się m.in. na fortepianie, drugim saksofonie oraz złożonym beacie perkusyjnym kojarzy się raczej z klimatem smooth jazzowym, który można bardziej porównać do Sade niż Depeche Mode. W przeciwieństwie jednak do nastrojowych, klimatycznych nagrań Sade, w przypadku "The Working Hour" mamy do czynienia z utworem niemal drapieżnym i energicznym za sprawą zarówno świdrującego solo saksofonu, jak i emocjonalnego śpiewu Orzabala.
"Everybody Wants To Rule The World" to drugi najbardziej przebojowy fragment "Songs From The Big Chair", ale w przeciwieństwie do "Shout" mamy do czynienia z przebojem lekkim, niemal płynącym, dzięki swojej chwytliwej melodii i delikatniejszemu, ale dynamicznemu wokalowi Smitha. Przyznam, że kiedyś mniej lubiłem ten przebój. Wydawał mi się niemal banalny, no i nie ma tutaj tłustych, basowych linii syntezatorowych, które zawsze uwielbiałem. Słychać wprawdzie pulsujący basowy syntezator, ale jest niemal lekki, schowany i nie odgrywa dominującej roli. Pozostałe partie syntezatorowe także bardziej barwią przestrzeń w tle, prowadząc utwór przed siebie wesoło i optymistycznie. W nagraniu słychać też gitarę Orzabala. Kolejną zmianę przynosi agresywny "Mothers Talk", który jest jednym ze starszych utworów z "Songs From The Big Chair". Powstał pod koniec 1983 roku, kiedy Tears For Fears szukali już nowych dróg rozwoju chcąc oderwać się od synthpopowego "The Hurting" [czytaj recenzję >>] . Wtedy zainteresowało ich brzmienie Talking Heads. I właśnie próbą naśladowania tego zespołu było nagranie "Mothers Talk", które już w 1984 roku zostało wydane na singlu. Początkowo może trochę dziwić umieszczenie go na płycie, ale również dzięki niemu "Songs From The Big Chair" jest płytą tak doskonale urozmaiconą stylistycznie. Doskonale urozmaiconą, bo mimo tego album nie traci spoistości.
Stronę B "Songs From The Big Chair" rozpoczyna "I Believe", który po raz kolejny przenosi nas w zupełnie inny świat, bliski "The Working Hour". O ile ten drugi utwór był energiczny, drapieżny i dynamiczny, to "I Believe" jest piękną, delikatną balladą z fortepianowym akompaniamentem i delikatnym szorowaniem po talerzach oraz lekkimi uderzeniami w bębny. Wszystko urozmaica solo saksofonu. Ta delikatna ballada mogłaby dla mnie trwać w nieskończoność, ale po niemal pięciu minutach płynnie przechodzi w dynamiczny utwór "Broken", który ponownie zmienia tempo "Songs From The Big Chair". Właśnie te ciągłe zmiany powodują, że płyty słucha się z zapartym tchem nawet po czterdziestu latach. Geniusz tej płyty polega na tym, że mimo tego, nie opuszcza nas przekonanie, że mamy do czynienia ze spójnym dziełem. Tears For Fears cały czas utrzymują naszą uwagę i wciągają w swój świat. Krótkie, niespełna trzyminutowe "Broken", płynnie łączy się z kolejnym przebojem z albumu: "Head Over Heels". Od pierwszego usłyszenia kojarzył mi się z "Everybody Wants To Rule The World". Jest tutaj podobna lekkość i wciągająca melodia, ale utwór brzmi bardziej organicznie. Po dynamicznym, fortepianowym początku dołącza riff gitarowy oraz organiczna gra perkusji. W tle przewijają się przestrzenne partie syntezatorów, ale są one jedynie uzupełnieniem kompozycji. Po czterech minutach "Head Over Heels", które kończą chóralne śpiewy, powraca na minutę koncertowy fragment "Broken", zamykając utwór. Z niego wyłania się ostatni na płycie, prawie siedmiominutowy "Listen", który cudownie wieńczy dzieło. Mamy potwierdzenie, że to już jest całkiem inny Tears For Fears niż ten syntpopowy z "The Hurting". "Listen" raz brzmi jak kawałek ambientu, w innym miejscu słychać soulową wokalizę. Wszystko zostaje wyciszone jak szum fal. To świetne zakończenie płyty. Po latach przestałem słuchać wersji płyt z bonusami. Najlepiej zamknąć się w zestawie, który został pierwotnie wydany przez wykonawcę. Choć bonusy bywają ciekawe i wartościowe, to jednak często psują odbiór pierwotnego zbioru kompozycji. Tak jest na przykład w przypadku "Songs From The Big Chair". Jeśli bonusy, to najlepiej na oddzielnej płycie dodatkowej, bez psucia oryginalnego, podstawowego zestawu.
Po wydaniu debiutanckiej "The Hurting" Tears For Fears dalej rozwijali się. "Songs From The Big Chair" jest dość śmiałym krokiem naprzód. Choć w niektórych momentach grupa wyraźnie zaczęła zrywać z synthpopowym obliczem, to jednak nie zrobiła tego całkowicie. Dzięki temu płyta jest złotym środkiem w twórczości Tears For Fears. Lubią ją zarówno ci, którzy pokochali Tears For Fears przede wszystkim za synthpopowe przeboje w rodzaju "Mad World" czy "Change", jak i ci dla których przygoda z Tears For Fears zaczęła się później a grupę poważają przede wszystkim za późniejsze płyty z kręgu art i sophisticated popu. Choć "Songs From The Big Chair" jest bardzo różnorodna stylistycznie, to jednak słucha się jej jak intrygującej i wciągającej całości. Piękne ballady przeplatane są dynamicznymi przebojami z chwytliwymi melodiami. Kompozycje są zarówno inteligentne, jak i przebojowe. Z tych oraz wielu innych powodów w przypadku "Songs From The Big Chair" nie może być innej oceny niż maksymalna. [10/10]
Andrzej Korasiewicz
08.03.2025 r.