Cocteau Twins - Treasure
1984 4AD
1. Ivo 3:53
2. Lorelei 3:43
3. Beatrix 3:11
4. Persephone 4:21
5. Pandora (For Cindy) 5:34
6. Amelia 3:34
7. Aloysius 3:26
8. Cicely 3:27
9. Otterley 4:06
10. Donimo 6:11
Po wydaniu "Garlands" [czytaj recenzję >>] i "Head Over Hills" [czytaj recenzję >>] , zakorzenionych mniej lub bardziej w nowej fali i post-punku, Cocteau Twins zrobił kolejny krok nagrywając "Treasure". Do dzisiaj pamiętam ten szok, gdy w połowie lat 80. usłyszałem Cocteau Twins i "Treasure". Co to jest?!? Jeszcze czegoś tak dziwnego nie słyszałem, myślałem wtedy. Faktem jest, że mając dwanaście, trzynaście lat niewiele potrzeba by przeżyć szok poznawczy, ale jednak nie byłem w tym szoku odosobniony. Wraz z wydaniem "Treasure", muzyka Cocteau Twins stała się synonimem twórczości dziwnej, odrealnionej, baśniowej, nie z tego świata, ale jednocześnie mającej jakiś anielski urok. Przy okazji wraz z płytami projektu This Mortal Coil była znakiem firmowym wytwórni 4AD, która z kolei stała się czymś więcej niż tylko wytwórnią. 4AD zaczęła funkcjonować w powszechnej świadomości niemal jak nazwa nowego stylu, którego płyty wydawane przez 4AD były uosobieniem. Za tym wszystkim stał Ivo Watts-Russell, który dokonywał selekcji muzyki wydawanej przez 4AD a także był inicjatorem nagrania płyt pod szyldem This Mortal Coil.
Album "Treasure" został wydany niespełna dwa tygodnie po ukazaniu się debiutanckiej płyty This Mortal Coil "It'll End in Tears", w której nagrywaniu uczestniczyli również wszyscy muzycy Cocteau Twins. Te dwa wydawnictwa łączą się moim zdaniem w nierozerwalną całość, która ukształtowała zjawisko "4AD". Możliwe, że tym, którzy nie mogą pamiętać tamtych czasów, trudno będzie zrozumieć jakie znaczenie muzyka spod znaku 4AD odgrywała w latach 80., szczególnie w komunistycznej Polsce. 4AD symbolizował świat wyższej sztuki, która jednocześnie tkwiła swoimi korzeniami w muzyce wywodzącej się z nowej fali i post-punku. To była swego rodzaju sztuka nowych czasów, ewokująca przy tym lepszą przyszłość. Może dlatego właśnie w mrocznej, szarej i pozbawionej na co dzień nadziei, komunistycznej Polsce, ta muzyka odniosła taki sukces. Oczywiście nie był to sukces masowy na miarę ówczesnych największych gwiazd muzyki rozrywkowej. Ale przecież 4AD wydawało muzykę, którą trudno zakwalifikować jako przebojową. Tym bardziej trzeba docenić popularność, jaką cieszyła się w ówczesnej Polsce. Np. utwór "Pandora", choć niewiele ma wspólnego z przebojowością, dotarł do 18. miejsca Listy Przebojów Programu Trzeciego.
"Treasure" znowu zostało nagrane przez Cocteau Twins jako trio. Do Robina Guthriego i Elisabeth Fraser dołączył Simon Raymonde, który zastąpił na basie Willa Heggie'go, współzałożyciela zespołu. Ivo Watts-Russell chciał też wprowadzić zmiany w sposobie produkcji muzyki Cocteau Twins. Na debiutanckiej płycie muzykę współprodukowali Cocteau Twins oraz sam Ivo Watts-Russell. Na "Head Over Hills" samodzielnie zajął się tym Robin Guthrie. Przy okazji nagrywania "Treasure", Watts-Russell chciał zaangażować zewnętrznych producentów w osobach Briana Eno i Daniela Lanois. Na pierwszy rzut oka wyglądało to na dobry pomysł. Brian Eno już wtedy miał przecież olbrzymie doświadczenie w produkowaniu, a przede wszystkim tworzeniu muzyki i wydawało się, że stylistycznie również pasował do Cocteau Twins. Jednak Eno po przyjrzeniu się Cocteau Twins stwierdził, że zespół go nie potrzebuje, co może świadczyć o tym, że wybór Eno był jednak dobry, bo od razu poznał się na jakości Cocteau Twins. Ostatecznie producentem albumu został ponownie Guthrie.
Album składa się z dziesięciu kompozycji, których tytułami są imiona. Rozpoczyna się od utworu "Ivo", który w sposób niedwuznaczny jest rodzajem hołdu dla szefa 4AD. Muzyka wyraźnie różni się od wcześniejszych dokonań zespołu. Głos Fraser stał się bardziej anielski, automat perkusyjny jeszcze bardziej nienachalny, dźwięki gitary Guthriego też są subtelniejsze, niemal akustyczne. Choć czasami powracają potężniejsze brzmienia gitarowe, to są one schowane w tle, spełniają funkcję ornamentalną, nie budują ściany dźwięku opartej na echach. Zmienił się nie tylko sposób śpiewania Fraser, która o wiele swobodniej operuje głosem, ale również to, co śpiewa. Treść, którą wykonuje jest w coraz większym stopniu odrealniona, poetycka, pozbawiona racjonalnych znaczeń. Połączenie tych wszystkich elementów sprawia, że "Treasure" jest albumem zawierającym muzykę niesamowitą, pochodzącą jakby z innego świata.
Kolejne nagrania różnią się od siebie wydźwiękiem. "Lorelei" ma transowy, niemal taneczny rytm perkusyjny. Trzeci utwór na płycie "Beatrix" jest bardziej niepokojący i melancholijny. W "Persephone" dominuje zdecydowany rytm automatu perkusyjnego, słychać też niemal rozpaczliwy śpiew Fraser. Wspomniana już "Pandora (For Cindy)" jest subtelna i zakręcona. "Amelia" znowu ma w sobie sporo melancholii, a przy tym transowości, słychać też niemal "japoński", tajemniczy śpiew Fraser. Nad wszystkimi kompozycjami góruje jednak swoista eteryczna atmosfera i anielski sopran Fraser, niezależnie od tego czy kompozycja ma wydźwięk bardziej melancholijny, rozpaczliwy czy niepokojący. Muzyka wraz z postępem kolejnych nagrań staje się coraz dziwniejsza i zakręcona, podobnie jak imiona, które są ich tytułami: "Aloysius", "Cicely", "Otterley", "Donimo". W "Cicely" słychać niemal beznamiętny rytm automatu perkusyjnego, ale jest tu też bas Raymonde'a a w tle "przelatują" niepokojące syntetyczne dźwięki, jakby wiatru.
Muzyka na "Treasure", choć coraz dziwniejsza, to jednocześnie jest coraz bardziej wciągająca. "Otterley" to zamglony głos Fraser, delikatne szarpnięcia gitary i trudno identyfikowalne ornamenty dźwiękowe w tle. Niemal ambient. Album zamyka ponad sześciominutowy "Donimo", który zaczyna się radosnym sopranem Fraser i klawiszowymi, przestrzennymi tłami, które następnie stają się groźnymi pomrukami. Anielski śpiew Fraser jednak powraca, by po chwili znowu zgasnąć. W trzeciej minucie włącza się automat perkusyjny a Fraser zaczyna zakręconą wyliczankę, którą miesza z anielskimi wokalizami. Wszystko w języku wymyślonym przez Fraser:
"Hina ni na e nakanaka
Hina ni na e ratenamata
Hina ni na e nakanaka
Hina ni na e ratenamata
Hari dari anigetsukemi
Ikken moika
Hari dari anigetsukemi
Ikken moika"
Jesteśmy w inny świecie, do którego zapraszają nas na "Treasure": Elizabeth Fraser, Robin Guthrie i Simon Raymonde - Cocteau Twins.
Są płyty świetne, które mają słabe zakończenia. Są takie, które nie są ciekawe, ale zakończenia mają dobre. "Treasure" należy do trzeciej kategorii płyt. To płyta świetna, która ma niesamowite zakończenie, podkreślające wagę muzyki i uosabiające jej istotę. W świecie muzyki rozrywkowej "Treasure" to dzieło skończone, którego wartość jest niekwestionowana również po ponad czterdziestu latach od chwili wydania. Jeśli komuś płyta nie podoba się, to prawdopodobnie może znaczyć, że nie interesuje go szukanie elementów sztuki w świecie muzyki rozrywkowej. Dla mnie jednak to istota poszukiwań muzycznych. Dlatego "Treasure", zgodnie ze swoim tytułem, jest jednym z tych muzycznych skarbów, który zasługuje na ocenę maksymalną. [10/10]
Andrzej Korasiewicz
03.04.2025 r.