Recenzje

Zaobserwuj nas
WESPRZYJ NAS

Wyszukaj recenzję:

Cure, The - Kiss Me Kiss Me Kiss Me

The Cure - Kiss Me Kiss Me Kiss Me
1987 Fiction

1. The Kiss    6:16
2. Catch    2:44
3. Torture    4:16
4. If Only Tonight We Could Sleep    4:53
5. Why Can't I Be You?    3:13
6. How Beautiful You Are...    5:13
7. The Snakepit    7:00
8. Hey You! 2:23
9. Just Like Heaven    3:32
10. All I Want    5:21
11. Hot Hot Hot!!!    3:34
12. One More Time    4:31
13. Like Cockatoos    3:39
14. Icing Sugar 3:49
15. The Perfect Girl    2:33
16. A Thousand Hours    3:23
17. Shiver And Shake    3:28
18. Fight    4:31

Zaczęło się od postpunkowego debiutu pt. "Three Imaginary Boys" (1979), następnie była zimnofalowa, mroczna trylogia - "Seventeen Seconds" (1980), "Faith" (1981), "Pornography" (1982). Potem był kryzys emocjonalny i duchowy Smitha, ale nie twórczy. W latach 1982-1983 ukazała się seria popowych i synth-popywych singli The Cure takich jak np. "The Walk", zebranych później na składance "Japanese Whispers" (1983). Od tej chwili The Cure zaczęło łączyć oba nurty - popowy i melancholijno-rockowy. Choć już na początku działalności The Cure, Robert Smith ujawnił talent do pisania zgrabnych przebojów ("Boys Don't Cry"), to dopiero od albumów "The Top" (1984) i "The Head on the Door" (1985) obie tendencje zaczęły się na kolejnych płytach wyraźnie mieszać, choć z przewagą jednak nagrań rockowo-postnowofalowych. 

Nie będę oryginalny, ale jak pewnie większość ludzi urodzonych w latach 70. w Polsce na The Cure zwróciłem baczniejszą uwagę dzięki nagraniom z płyty "Kiss Me Kiss Me Kiss Me", które kolejno zaczęły trafiać na Listę przebojów Programu Trzeciego. O ile "Why Can't I Be You?" wydawał mi się nie w moim stylu (dęciaki!), o tyle kolejne - "Catch" i "Like Cockatoos" - spodobały mi sie znacznie bardziej. Szczególnie polubiłem powolny, nieco tajemniczy z wiodącą partią gitary basowej, która oprócz funkcji rytmicznej wytyczała główną melodią nagrania, "Like Cockatoos". Przy "Just Like Heaven" i "Fight" stałem się już zagorzałym sympatykiem The Cure. "Like Cockatoos" nie był wysoko notowany, bo dotarł zaledwie do 19. miejsca trójkowej listy, za to "Just Like Heaven" znalazł się na jej szczycie. Dzięki temu The Cure stał się w 1988 roku w Polsce prawdziwą gwiazdą. Na fali popularności zespołu, do drugiego miejsca listy przebojów dotarł mało przebojowy, nieco hymnowy, ale niesinglowy utwór "Fight". 

W międzyczasie album "Kiss Me Kiss Me Kiss Me" zaprezentował w Wieczorze Płytowym Tomasz Beksiński. Przyznam jednak, że płyta jako całość nie zrobiła wtedy na mnie dużego wrażenia. Od początku wydała mi się nierówna i przyciężkawa. Znacznie bardziej spodobała mi się wówczas składanka "Standing on a Beach" (1986), którą wówczas katowałem niemal na okrągło. Dzięki niej poznałem wcześniejsze płyty The Cure i wszedłem w klimat wczesnej muzyki zespołu. Do dzisiaj najbardziej cenię The Cure właśnie za trylogię "Seventeen Seconds" (1980), "Faith" (1981) i "Pornography" (1982). Na "Disintegration" czekałem już jak na płytę zespołu, który wtedy stawał się moim ulubionym. Ultravox był już dla mnie zespołem przeszłości. Grupa przestała istnieć, a Midge Ure wydał mało ciekawą płytę "Answers to Nothing" (1988) [czytaj recenzję >>] . Pozostał jeszcze Depeche Mode, który miał za sobą świetne "Music For The Masses" (1987) [czytaj recenzję >>] , ale pod koniec lat 80. zacząłem w większym stopniu chłonąć muzykę rockową z jednej strony oraz nową muzykę elektroniczną jak The Young Gods czy Laibach z drugiej strony. The Cure stał się zespołem, który wpisywał się w ten trend, a jedocześnie tworzył na tyle ciekawą muzykę a przy tym i bywało przebojową, że podbił moje serce. Co ciekawe, płyta "Kiss Me Kiss Me Kiss Me" odniosła również sukces za oceanem i właśnie od niej The Cure stał się bardziej rozpoznawalny w Stanach Zjednocznonych. To był pierwszy album, który dotarł do top 40 listy albumów Billboardu a singiel "Just Like Heaven" jako pierwszy znalazł się w top 40 listy singli Billboardu.

Jak wypada "Kiss Me Kiss Me Kiss Me" po latach? Próbę czasu album zniósł całkiem dobrze, ale muzyka na nim zawarta pozostała bardzo eklektyczna, jak powiedzą jedni, albo różnorodna jak stwierdzą inni. Płytę zaczyna powolny, ciężki i depresyjny "The Kiss" ze świdrującymi, psychodelicznymi riffami gitarowymi i dopiero w czwartej minucie nagrania wchodzącym wokalem Smitha. Dla kontrastu singlowy "Catch" to nagranie spokojniejsze, niemal romantyczne z partiami smyczek w tle. W "Torture" muzyka spotyka się w połowie drogi między ciężkim "The Kiss" a lżejszym "Catch" a wszystko łączy rozpaczliwy śpiew Roberta Smitha. "If Only Tonight We Could Sleep" to powolna i mroczna ballada w typowym dla The Cure stylu. Na plan pierwszy wysuwają się bliskowschodnio brzmiąca gitara a pod koniec słychać partię fletu. Wspomniany "Why Can't I Be You?" to dynamiczny, przebojowy singiel promujący płytę, w którym po uszach dają intrumenty dęte. "How Beautiful You Are..." to jeden z najpiękniejszych utworów The Cure nie tylko na tej płycie. Rozmarzony śpiew Smitha, mimo melancholijnej maniery i niejednoznacznego tekstu brzmi niemal tęsknie i optymistycznie. "The Snakepit" to powolne, ociężałe nagranie z psychodeliczną gitarą o mrocznej wymowie. "Hey You!" dla odmiany, to kolejny prosty, dynamiczny i krótki utwór, w którym słychać dęciaki i solo na saksofonie. Ten nastrój kontynuuje przebojowy "Just Like Heaven' z rozmarzonymi klawiszami w tle, charakterystycznymi partiami gitary rytmicznej oraz chwytliwym refrenem. "All I Want" rozpoczyna się od psychodelicznej, rozstrojonej gitary, na którą wchodzi łagodny rytm perkusji i przestrzenne partie klawiszowe a następnie zdławiony a później rozpaczliwy śpiew Smitha. W tym momencie czuć już, że mamy do czynienia nie z bezładną składanką różnych nagrań, ale płyta zaczyna układać się w jakąś sensowną całość. Niestety, ale to przekonanie burzy "Hot Hot Hot!!!", który jest kolejnym dosyć banalnym, prostym, niemal tanecznym utworem wydanym jako czwarty singiel.

"One More Time" to w warstwie instrumentalnej spokojny, rozmarzony utwór bliski konwencji dream popu. Po nim następuje świetny, wspomniany już wcześniej "Like Cockatoos", jeden z moich ulubionych utworów The Cure w ogóle. "Icing Sugar" jest mocno zrytmizowany i ponownie wzbogacony o partie instrumentów dętych wygrywających wiodącą melodię, która nakłada się na grę gitary rytmicznej. Tradycyjnie nosowy, czasami lekko histeryczny śpiew Smitha ujednolica muzykę na "Kiss Me Kiss Me Kiss Me" i staje się łącznikiem dla wszystkich nagrań. "The Perfect Girl" to utwór o niemal katarynkowym rytmie z przestrzennymi partiami smyczek w tle. "A Thousand Hours" otwiera delikatny rytm perkusyjny i partia fortepianowa, na którą wchodzą smyki. Robi się niemal romantycznie, gdyby nie nosowy wokal Smitha, który ponownie uświadamia, że mamy do czynienia z płytą The Cure. W "Shiver And Shake" robi się bardziej dynamicznie i postpunkowo, choć znowu z partią saksofonu. Płytę kończy mocarny "Fight", który miażdży swoim bitem wzmocnionym gitarowym akordem i nawet przestrzenne partie klawiszowe nie łagodzą wrażenia mocy i destrukcji, które niesie to nagranie. Zdecydowany, choć trochę rozpaczliwy śpiew Smitha w refrenie dopełnia tylko tego dzieła. Nie wiem jak ten utwór mógł stać się przebojem, ale tak było w Polsce w 1988 roku. Świetny numer w piękny sposób zamykający bardzo ciekawą i intrygującą płytę. 

"Kiss Me Kiss Me Kiss Me" nie jest płytą łatwą i nie jest jednorodna stylistycznie. Znajdziemy tutaj wiele muzycznych propozycji i jeśli tylko odpowiednio przygotujemy się na takie doznania, nie oczekując jednoznacznej atmosfery, to album zaskakuje swoim bogactwem brzmień i różnorodnością. Mimo upływu tak wielu lat, nadal można na nim odkryć dźwięki, które wcześniej przy pobieżnym przesłuchaniu umykały. Dlatego płyty trzeba słuchać uważnie i w skupieniu. Wtedy okazuje się, że to bardzo dobra propozycja Roberta Smitha i kolegów. Może się nawet okazać, że dla niektórych słuchaczy będzie to ich ulubiona płyta The Cure. Dla mnie nie jest, ale i tak doceniam album po latach bardziej niż kiedyś. [9/10]

Andrzej Korasiewicz
05.09.2024 r.