Visage - Hearts And Knives
2013 Blitz Club Records
1. Never Enough
2. Shameless Fashion
3. She's Electric (Coming Around)
4. Hidden Sign
5. On We Go
6. Dreamer I Know
7. Lost In Static
8. I Am Watching
9. Diaries Of A Madman
10. Breathe Life
"Hearts And Knives" to chyba najbardziej zaskakujący powrót nie tylko tego roku, ale w ogóle ostatnich kilku lat. Steve Strange, lider Visage, przez wiele lat nie miał zbyt wiele wspólnego z tworzeniem muzyki. Ten dzisiaj 54-letni pan zajmował się natomiast organizacją imprez klubowych, czyli tym od czego zaczynał. Ale Strange to przecież faktyczny kreator i inicjator stylistyki new romantic, która narodziła się w jego klubie Blitz. Visage, muzyczne "dziecko" Strange'a, Egana a także Ure'a, wylansował utwór "Fade to Grey", który obok "Vienna" Ultravox [czytaj recenzję >>] stał się sztandarowym nagraniem "new romantic". Visage nagrał w sumie trzy płyty i w 1984 roku odszedł w otchłań historii muzyki rozrywkowej. Tak się przynajmniej wydawało. Nikt nie sądził, że Steve Strange będzie miał jeszcze coś muzycznie do zaproponowania. Visage był przecież projektem jednej stylistyki, w której nie chodziło o rozwijanie walorów artystycznych. Visage miał być tłem dla mody new romantic i taką rolę spełniały płyty "Visage" (1980) [czytaj recenzję >>] oraz "The Anvil" (1982) [czytaj recenzję >>] . Gdy moda zaczęła się wypalać powstał album "Beat Boy" [czytaj recenzję >>] , na którym Strange próbował oderwać się od stylistyki syntezatorowej. Okazało się jednak, że nie jest zbyt utalentowanym twórcą, bo album był komercyjną i artystyczną klapą.
Płyta "Hearts And Knives" jest potwierdzeniem tego, że muzyki Strange'a nie należy traktować jak działalności o walorach wysoce artystycznych. Mamy tutaj do czynienia z sentymentalnym powrotem do początku lat 80. i miłą dla ucha muzyczną rekonstrukcją new romantic. Tak jak niektórzy bawią się w historyczne rekonstrukcje odtwarzając bitwy, które już się kiedyś odbyły, tak "Hearts And Knives" jest taką "Bitwą pod Grunwaldem" synth-popu. Album jest więc skierowany do miłośników muzycznego sentymentalizmu i w takich kategoriach należy rozważać muzykę zawartą na "Hearts And Knives". Przyjrzyjmy się zatem czy dochowano wierności szczegółom i czy czuć na płycie "ducha czasu"? Niewątpliwie odpowiedź na to pytanie musi być twierdząca. Już samo nagranie singlowe, które zapowiadało album - "Shameless Fashion" - wskazywało na to, że Strange cofnął się w czasie i potrafi odtworzyć klimat początku lat 80. To samo można powiedzieć o otwierającym album "Never Enough" oraz następnych nagraniach: "She's Electric (Coming Around)", "Hidden Sign", "On We Go". Soczyste, konkretne syntezatory z epoki, niezmienny, nieco niedbały i mechaniczny wokal Strange'a, dobre melodie, aura syntezatorowej dekadencji - to wszystko usłyszymy do połowy płyty. Coś zaczyna się psuć wraz z utworem numer sześć - "Dreamer I Know". Nagle klimat zmienia się i słyszymy utwór do bólu banalny, tandetny, utworzony jakby na siłę. Podobnie jest z numerem siedem na płycie - "Lost In Static". Dobra atmosfera powraca wraz z numerem osiem - "I Am Watching" i kontynuowana jest w numerze dziewięć - "Diaries Of A Madman". Płytę kończy jednak dosyć przeciętny "Breathe Life", trochę lepszy od wcześniej wymienionych najgorszych nagrań, ale nie dorównujący pięciu pierwszym z "Hearts And Knives".
Na dziesięć nagrań mamy więc siedem dobrych rekonstrukcji, dwie słabawe i jedną przeciętną. Oceniając płytę w kategoriach sentymentalnych i "rekonstrukcyjnych" wystawiam siedem punktów na dziesięć możliwych. Mimo utworów wadliwych, płyta dobrze oddaje ducha epoki. Warto również podkreślić, że oprócz rekonstrukcji muzycznej, mamy również do czynienia z graficznym i wizerunkowym nawiązaniem do new romantic. Okładka "Hearts And Knives" to niemal kopia debiutanckiego "Visage". Podobna kolorystyka, te same makijaże, to samo logo. Zaskakujący, ale bardzo sympatyczny powrót, który musi sprawić fanom 80's sporo przyjemności. [7/10]
Andrzej Korasiewicz
27.05.2013 r.