Recenzje

Zaobserwuj nas
WESPRZYJ NAS

Wyszukaj recenzję:

Foxx, John & Louis Gordon - Shifting City

John Foxx & Louis Gordon - Shifting City
1997 Metamatic

1. The Noise    4:15
2. Crash    5:23
3. Here We Go    7:02
4. Shadow Man    7:25
5. Through My Sleeping    5:02
6. Forgotten Years    5:42
7. Everyone    5:47
8. Shifting City    3:35
9. Concrete, Bulletproof, Invisible 5:43
10. An Ocean We Can Breathe    6:22

John Foxx, jak już pisałem w recenzji "In Mysterious Ways" (1985) [czytaj recenzję >>]  po zerwaniu z muzyką, już na przełomie lat 80. i 90. zainteresował się rozwijającą się wtedy szybko sceną house/techno. Na początku lat 90., jeszcze nieoficjalnie, nagrał z Timem Simenonem trochę muzyki jako Nation 12. Mimo że w dalszym ciągu zajmował się grafiką i pracami plastycznymi, to jednak kontynuował śledzenie rozwoju sceny elektronicznej. W 1995 roku trafił na koncert Louisa Gordona, muzyka młodszego pokolenia, który grał nowszą elektronikę. Foxxowi bardzo przypadła do gustu twórczośc Gordona i zaproponował mu współpracę. Ta doprowadziła do triumfalnego powrotu Foxxa do muzyki i na scenę. Nie do mainstreamu, bo od tej chwili John Foxx umościł się w niszy twórców muzyki elektronicznej, ale za to trwale, bo do dzisiaj nagrywa.

Foxx wydał w 1997 roku dwie płyty - "Cathedral Oceans" (1997), którą rozpoczął cykl płyt ambientowych oraz "Shifting City". 11 października 1997 r. zagrał swój pierwszy publiczny koncert od 1983 roku w The Astoria w Londynie. Co znajdujemy na pierwszej płycie wydanej pod szyldem John Foxx po dwunastu latach przerwy? "Shifting City" to album zróżnicowany, korzystający z nowszych technik tworzenia elektroniki, nawiązujący do muzyki techno, ale przede wszystkim to powrót do stylistyki znanej z albumu "Metamatic". Nie ma tu miękkiego, romantycznego popu. John Foxx wraca do mechanicznego śpiewu i twardej elektroniki w nowej, technoidalnej oprawie.

Album zaczyna się świetnym numerem "The Noise", który jest prostą kontynuacją drogi porzuconej na płycie "Metamatic". Jednak zamiast szorstkiej i archaicznej muzyki syntezatorowej, mamy nowocześniejszą muzykę syntetyczną opartą o cięższe, masywne, technoidalne beaty. John Foxx, jak za czasów "Metamatic", jest śpiewającym robotem, a nie trubadurem o słabym głosie. Jeszcze bardziej technoidalnie jest w następnym utworze "Crash". Szybkie, technoidalne beaty, wokal przetworzony przez vocoder - dla mnie w tym miejscu muzyka zbyt daleko odchodzi od synth popu i traci charakterystykę Johna Foxxa. Choć wielu chwali nagranie, mnie ono się nie podoba. Bardziej klasycznie robi się dzięki utworowi "Here We Go", który zaczyna tradycyjny kraftwerkowy beat, a następnie wchodzi robotyczny głos Foxxa. Jest spokojniej, bardziej miarowo i przewidywalnie, ale ciekawie i świeżo. Trochę szybszym, ale nadal postkraftwerkowym beatem rozpoczyna się "Shadow Man". Nagranie jest transowe, ale zawiera wiele warstw syntetycznych i dźwięków mechanicznych, które urozmaicają rytm.

"Through My Sleeping" jest utworem wolniejszym, z próbą ładniejszego śpiewu. To jedno z ciekawszych nagrań na płycie, które ma w sobie więcej przestrzeni, nawet trochę romantyzmu. Elektroniczny, masywny beat jest wolniejszy i nie przytłacza uworu. Na pierwszy plan w wielu momentach wysuwają się melodyjne partie klawiszowe. "Forgotten Years" w warstwie instrumentalnej składa się z dziwnych, eksperymentalnych, choć oszczędnych elektronicznych dźwięków, które układają się strukturalnie w rodzaj electro-bluesa. Ten bardzo zaskakujący moment ciągnie się przez prawie sześć minut. "Everyone" wyłania się z ambientalnej plamy elektronicznej i przechodzi w elektroniczne stukania, wzbogacone o dziwne syntetyczne dźwięki, niektóre przypominające kręcenie potencjomentrem w radiu. Wokal w połowie utworu staje się na chwilę nieco demoniczny. Całość rozmywa się jednak i kończy.

Tytułowy "Shifting City" zaczyna się ciężko i industrialnie, ale gdy wchodzi wokal Foxxa, utwór przechodzi w elektro walczyk, który za chwilę znowu ginie w samplowanych dźwiękach industrialnych, świstach, gwizdach, odgłosach miasta, by znowu wrócić do walczyka. "Concrete, Bulletproof, Invisible" zaczyna się od dźwięków industrialnych i eksperymentalnych, do których po chwili dołącza szybki techno-beat oraz robotyczny wokal. I tak utwór trwa przez prawie sześć minut, chwilami jedynie zmieniając tempo, by gwałtowanie wyłączyć się, jak wyłącza się pilotem tv. Płytę kończy ponadsześciominutowy "An Ocean We Can Breathe". Z elektronicznego falowania wyłania się miarowy, mechaniczny rytm, a po chwili wchodzi robotyczny, ale bardziej delikatny wokal Foxxa. Utwór trwa przez ponad sześć minut, czasami urozmaicany dźwiękami typu skrzypienie a niekiedy przez spowolnione tempo. Utwór wzbogacony jest także przestrzennymi partiami klawiszowymi a czasami nawet para-orkiestralnymi.

Cały czas szukam w muzyce Foxxa tego starego-dobrego Foxxa, ale oczywiście cieszę się, że muzyk idzie do przodu i nie gra dokładnie tego samego, co kiedyś. Te bardziej technoidalne momenty jednak mnie nie przekonują. Płyta "Shifting City" jest jednak bardzo udanym powrotem i w większości zawiera muzykę ciekawą, która z jednej strony powinna przyciągnąć starych fanów Foxxa, szczególnie tych z okresu płyty "Metamatic" czy elektronicznych prób Foxxa w Ultravox. Zresztą na rozszerzonej wersji "Shifting City" z 2009 roku można na dodatkowm dysku usłyszeć ultravoksowe utwory grane wtedy przez Foxxa na żywo, m.in. właśnie "The Quiet Man", "Just For A Moment" czy "Hiroshima Mon Amour". Nagrania są zmienione, w nowszej, bardziej technoidalnej aranżacji. Aż nie chce się wierzyć, że minęło już 27 lat od powrotu Foxxa w 1997 roku. Dla mnie ta jego nowsza, choć już nie nowa przecież, muzyka cały czas brzmi nowocześnie, czasami może nawet zbyt nowocześnie. Zawsze wolę tego bardziej romantycznego Foxxa z czasów "The Garden" czy "The Golden Section". Ale płyta "Shifting City" jest ze wszechmiar udana. [8/10]

Andrzej Korasiewicz
25.03.2024 r.